Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

„Mózg jak rzeszoto”, czyli chochoł gender kontra Potwór Spaghetti

Po finale Eurowizji, który oglądałam, stojąc jak Wyspiański w progu i nie wiedząc – wyjść czy zostać? a może: wyjść i nie wrócić? – już wiem, że to Jerzy Pilch, opisujący małą zapyziałą Sigłę, jest bliżej naszej współczesności niż Ignacy Karpowicz poruszający problemy z nieciekawego życia warszawskich inteligentów. Od pisania o Ościach Karpowicza muszę się zatem powstrzymać. Nasza rzeczywistość jest siglańska, przaśna i zaściankowa. Wszystko dzieje się w jednej izbie – polityka, tańce i romans.

Uciekałam od tego tekstu już kilka razy. Pierwszy raz chciałam o Pilchu napisać po aferze z konferencją prof. Ryszarda Legutki „Gender – jak się przed tym bronić?”. Inspirująca wydała mi się w tym kontekście postać Fryca Moitschka. Drugi raz sięgałam do Pilcha po odrzuceniu pomysłu legalizacji Kościoła Latającego Potwora Spaghetti. Za trzecim razem po wizycie u lekarza wymyśliłam już nawet tytuł, ale wpisałam go w Google i okazał się nie do przyjęcia.

Trzy razy rezygnowałam, bo wydawało mi się, że jednak pisanie o Pilchu w kontekście naszych narodowych demonów i chocholich tańców jest trochę passé. A wreszcie – że nawet jeśli krytyka polskiej zaściankowości u Pilcha się pojawia, to jest siódmą wodą po kisielu. Dochodziłam więc do wniosku, że trzeba raczej napisać o Ościach Ignacego Karpowicza i o tym, jak powieść ta ma się do naszej współczesności. Że Ości to jest właśnie Polska w budowie – budowana z rozmaitych skrawków, patchworkowa, ale jednak – zgodnie z nieco utopijną wizją Karpowicza – spotykająca się przy wspólnym stole po to, by rozmawiać w obcym dla nas wszystkich języku. Polska świadoma własnej wobec siebie obcości, obca dyskursom z prawa i dyskursom z lewa.

Ale jednak nie, ości nie wystarczą, u nas potrzeba mięsa. Daleka jestem od krytycznej oceny Cleo i Donatana, a Conchicie Wurst przyglądam się z ciekawością. To, co mnie pasjonuje najbardziej, to wielka społeczna debata, która rozpętała się wokół ludzkich fizjonomii po finale Eurowizji. Debata warta lepszej sprawy. I z zazdrości o władające narodem nie tylko podczas matur „żołnierskie emocje”, czytam Pilcha:

Wszyscy (…) tańczyli jak w amoku; nie tylko melodie i nie tylko figury polek i walczyków były przekształcone – tancerze też zmienieni! Jedna para za drugą dziwaczne figury zaczynała przybierać, osobliwie podskakiwać, szaleńczo pląsać i pomimo szału bystro kombinować: co by tu jeszcze? (…) Jak już tańczymy, nuże! przebierajmy się! Nadawało się wszystko, co było pod ręką, w biedzie każdy drobiazg bogactwem, w ascezie wszystko rozpasaniem. Marynarki i koszule obrócone na nice, mężczyźni w apaszkach, kobiety w męskich kapeluszach. (…) Twarze usmarowane sadzą, burakami i kompotem z borówek, mokre włosy na sztorc, maski z tektury; na łeb nasadzone kartony z otworami na oczy, pocztowe worki w funkcji ekstrakostiumów, w kącie ktoś podobny do manekina (…).

Walka z nieistniejącym wrogiem, taniec wokół wyimaginowanego problemu, wszystko to dobrze znane i lubiane. Będzie na maturach i po Eurowizji jeszcze nie raz. Dlatego nie zamierzam dojść do żadnych wniosków.

Chciałam tylko napisać tekst, który miałby chwytliwy tytuł. Aby nie powtarzać czyjegoś pomysłu, wpisałam w wyszukiwarkę frazę: „kiedy rozum śpi”. Wyszukiwarka podrzuciła mi rozwinięcie tej myśli: „kiedy rozum śpi, budzi się Antoni Macierewicz”. I po co komu pisać o demonach u Pilcha?

Przedtem byłam jeszcze u lekarza, który, odmawiając zbadania, na moją perswazję, że jednak jestem chora i zachęcam do weryfikacji diagnozy, wykrzyczał mi w twarz: „Macierewicz!”. Przekonywania, że „mam pewne podejrzenia”, tudzież „czuję, że coś jest nie tak” uznał za podszyte retoryką skrajnie prawicową. Empiria i zasada odniesienia do rzeczywistości straciły na znaczeniu, bo nie ma żadnej wspólnej rzeczywistości, do której można by się odnieść. Moja choroba uznana więc została za chorobę fantazmatyczną. Na moją korzyść wcale nie przemawia fakt, że fizycznie odczuwam jej skutki. Empiria straciła na znaczeniu, odkąd nie żyjemy już na tym samym świecie.

Widziałam chochoła gender na plakacie. Na dużym plakacie, którego dominantą kompozycyjną było pytanie „Gender – jak się przed tym bronić?” Tak swój wykład reklamował prof. Legutko. I widocznie znalazł odpowiedź, skoro kandyduje do Parlamentu Europejskiego. A ja wciąż szukam. Wciąż szukam odpowiedzi na pytanie „Jak się przed tym bronić?”. Trochę pomaga mi Pilch wymyślnym egzorcyzmem: A to łobuz, a to szatan, a to paskudnik paskudny! (…) A to diabeł diabelski! Trzeba przed nim całą Sigłę, co mówię całą Sigłę, przed nim trzeba całą Polskę ostrzec!

Wszystko to jednak lalki, szopka, podłe maski,/farbowany fałsz, obrazki. A na maturze albo żołnierskie emocje albo poezja narodowa. I potem wielkie zdziwienie, kiedy się okazuje, że „nikt nie lubi nowej poezji”. Na poziomie podstawowym nie jest wymagana.

Dla równowagi psychicznej oglądam w internecie relację ze ślubu w Kościele Latającego Potwora Spaghetti. Ludzie z rzeszotami na głowach ślubują sobie wierność po ostatni makaron. Wybiliśmy się na niepodległość. Mogę umierać spokojnie. Lecz przedtem jeszcze jeden z kategorii ważnych wykładów: „Jak przeciwdziałać zniesławianiu Polski?”

Reasumując: taka jest nasza narracja narodowa i innej nie mamy, żeby pojąć, musi uprościć, sprowadzić do nienawistnej karykatury, bo tylko taką postać jest w stanie – w sumie nie wiem: zrozumieć? przyjąć? zaakceptować? Dlatego zamiast pytać: czy jest jakiś język, w którym można rozmawiać, tak, żebyśmy wszyscy się rozumieli?, zapytam: lepsza broda czy seksizm?

A Pilch na to powie: Prawdy nie mogę powiedzieć… (…) Z jednej strony ważnego, z drugiej też ważnego, ale zarazem niepoważnego… Ale… Ale przedtem o co pani pytała? Przepraszam, ale sama pani widzi: mózg jak rzeszoto…

 

Cytaty zaczerpnięte z:

Jerzy Pilch

Wiele demonów

Wielka Litera, 2013

Liczba stron: 480