Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Maciej Topolski, „Niż” (fragment)

Nowości wydawnicze /

Ile zostało? Ile godzin jeszcze trzeba wytrzymać, ile razy pomyśleć, że dość? Ale nie ma dość. Dla kelnera nie ma czegoś takiego jak granica. Każda granica może być przesunięta, może pęknąć. Mówisz sobie, dobra, więcej nie wytrzymam. Nie chcesz już być między ludźmi, nie chcesz się uśmiechać, nosić talerzy. Mówisz sobie, dobra, dość, nie mogę, ale przychodzą cztery kolejne stoliki, rozsiadają się, zamawiają. W tym twoim dość ujawnia się drugie dno. A pod nim dno kolejne. Potem pojawia się duża niezapowiedziana grupa gości, służ im. Tak sięgasz trzeciego dna, chcesz już tylko zjeść, zmyć to z siebie, zniknąć. Jeżeli istnieje jakaś potrzeba niższa niż fizjologiczna, jest nią potrzeba zniknięcia. Natychmiast przestać istnieć dla innych, zostać samemu. Przecież nie wyjdziesz, zgodziłeś się na takie warunki pracy, wiedziałeś. Chuja tam wiedziałeś. Gdzieś w tym momencie zaczynasz zachowywać się wobec gości w sposób niemiły i niebaczny. Czują, że jesteś gdzie indziej i że jesteś na nich wkurwiony. Bezwzględnie każdy człowiek jest dla ciebie wkurwiający. Bo to przez niego tu jesteś – już nawet nie pamiętasz, co zamówił, niech wpieprza, żeby szybciej tylko, żeby poszedł. To przez niego, przez każdego z nich. Nie możesz zjeść, zmyć tego z siebie, zniknąć. Nie wiedziałeś, że z braku snu, z braku jedzenia, z braku odpoczynku będziesz chciał zniknąć i sprawić, żeby inni znikli. Ten jest dzisiaj ostatnim gościem, przyjęliście go, niech będzie. Niech zamówi cokolwiek. Niech pójdzie. Te skoki królicze, jebać je.

Do zjedzenia

Kebab namaka deszczem. Namaka mięso, bułka i sos, zielenina. Zamówiliście to jedzenie ostatniego ratunku, dostępne przez całą dobę, bo innego o trzeciej w nocy nie było, nie ma i nie będzie. To nie jest czas na jedzenie, miasto jest puste, miasto ma pełne brzuchy, śpi, tylko wy przy tej rozświetlonej budzie, w której na ruszcie tańczy mięso, przy tej budzie w lekkim deszczu. Tam jest brama sucha, chuj z tą tam bramą suchą. Kuchnię w restauracji zamknęli o północy, wy dalej obsługiwaliście, we trzech, grupę ukrawaconych menadżerów, zanim się zabrali, zanim posprzątaliście, zliczyliście utarg, podzieliliście się napiwkami, zanim wyrzuciliście śmieci, zamknęliście drzwi, wybiła ta nieludzka godzina. To co, kebab? Ciało głodne jest po stokroć zgodne. Jeden z menadżerów zabłądził widocznie, idzie ledwo, ledwo, przystaje nieopodal was, wkłada ręce w kieszenie i patrzy, tak długo patrzy, że wreszcie rozpoznaje. „To wy, kelnerzy, to wyście nie?” Zapada cisza, sos kapie na asfalt. W waszych głowach powstaje pytanie, czego on jeszcze chce. „Co myśmy?” „To wyście nie dostali nic do zjedzenia?!” Jest w sumie daleko, więc krzyczy: „To myśmy tam jedli, a wyście głodni chodzili obok?”. Uderza w tony uświadomienia, że jak to, że my a wy. Jest oczywiście najebany, więc trzeba to podzielić przez trzy. Patrzycie na niego bez słowa, co mu na to odpowiedzieć, tak czy nie, czy się jeb. Kebab wam namókł tak, że stał się niejadalny. Wyrzucacie te resztki i idziecie sobie, wypełnieni mięsem, bułką i sosem, i zieleniną. Rozchodzicie się, idziecie spać. Kto nie dotknął tego ni razu, nigdy tego nie pojmie.

Do nikogo

Trzecia w nocy, nikogo nie ma. Popili, pojedli, poszli. Wszystko sprzątnięte, zamiecione, wyczyszczone. Prawie wszystko. Skąd wziąć siły na to prawie, na te stoły i krzesła, które trzeba z powrotem odstawić na miejsce. Najlepiej by było położyć się na zimnej podłodze, głowę w ramię, zwinąć się, zasnąć, spać. Te stoły i krzesła, przebieranie się, wychodzenie w noc, ulice, którymi wraca się do mieszkania. Położyć się i zasnąć, a świat niech się pierdoli sam ze sobą. Jest trzecia, wyciągasz koszulę ze spodni, zdejmujesz buty. Możesz już teraz to zrobić, nikt nie widzi, nikt nie zwraca uwagi. Przesuwasz pierwszy stół do ściany, dosuwasz jedno krzesło. Drugi stół, drugie krzesło. Wreszcie kończysz to ustawianie i wracasz do domu. Spotykasz zamiataczy ulic i dostawców pieczywa. A więc jesteś jednym z tych od porządku i pokarmu. Dbasz o tych, którzy śpią, patrzysz w ich ciemne okna.

Do podziękowania

Są ludzie, którzy zabijają. Są ludzie, którzy transportują. Są ludzie, którzy układają to, co zabite i przetransportowane, na talerzu. I są jeszcze ci, którzy talerz dostarczają. Czujesz się bezpiecznie, wiedząc, że są gdzieś tam i zabijają, transportują, układają, dostarczają dla ciebie. Nie znasz ich imion, nie jest ci to potrzebne. Wystarczy, że są, dzięki bogu.

Maciej Topolski, Niż, Korporacja Ha!art 2020.