Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Luminarz. Człowiek z celuloidu („Andrzej Wajda. Podejrzany”)

Recenzje /

Gdyby tom Andrzej Wajda. Podejrzany nie był dokumentem literackim, tylko filmowym, zapewne wyglądałby jak znakomity obraz Mariny Zenovich Roman Polański. Ścigany i pożądany. Dynamika i kontrowersyjna tematyka obu utworów oscylują wokół postaci na podobnym stanowisku: uznanych przez historyków X muzy reżyserów zwalczanych przez PRL-owskie władze, którzy jednak zdecydowali się na różne ścieżki życiowe.

Mówienie o artystach tego pokroju nie miałoby szans powodzenia, gdyby autorzy nie wywiązali się z trudnego obowiązku dotarcia do faktów bliżej sympatykom reżyserów nieznanych. Cechą wspólną Mariny Zenovich oraz duetu Witolda Beresia i Krzysztofa Burnetki jest więc dogłębne zbadanie tematu, na który się wypowiadają. I właśnie w kategorii poznawczej ich dzieła sprawdzają się najlepiej. Zmienia się jedynie perspektywa: Amerykanka mierzy się bowiem z artystą-imigrantem, obciążonym tragediami prywatnego życia, zaś Bereś i Burnetko swojego bohatera rozpatrują wyłącznie z perspektywy politycznej – jako inwigilowanego przez służby bezpieczeństwa Polski Ludowej (i, jak się okazuje w ostatnich partiach książki, także decydentów w wolnym kraju) artystę-patriotę, którego twórczość w bezpośredni sposób przyczyniła się do zmian ustrojowych w nadwiślańskim kraju.

Nazwisko Polańskiego w książce Andrzej Wajda. Podejrzany pojawia się zresztą mimochodem w zestawieniu z trójką pozostałych wybitnych reżyserów, którym władza PRL próbowała zamknąć usta. Jednak autorzy nie tracą miejsca ani czasu na to, aby zauważyć, jaki wpływ na kształtowanie myślenia widzów miały antysystemowe filmy Andrzeja Żuławskiego, Krzysztofa Zanussiego i Romana Polańskiego właśnie. Właściwym bohaterem, któremu oddają zasługi i niejako hołd, jest tu wyłącznie Wajda, funkcjonujący jako podmiot kompletnie indywidualny, człowiek, który tylko o własnych siłach walczył o wolność i niezależność artystów tamtego okresu. Autorzy zdecydowali się na eksplorację życia i twórczości reżysera Popiołu i diamentu niemal w oderwaniu od zbiorowego kontekstu. Niestety, taka decyzja nierzadko powoduje wrażenie, że temat nie został przez nich wyczerpany. Tak jest na przykład w rozdziale (paradoksalnie – jednym z najbardziej zajmujących) poświęconym losom filmu Człowiek z marmuru. Dowiadujemy się z niego o bezskutecznej walce partyjnych decydentów z rozpowszechnianiem filmu w kinowym obiegu i zakazie przyznania mu nagrody na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdańsku. Znajdziemy tu szczegółowe informacje o tym, jak przeciwko zakazowi wystąpili dziennikarze kulturalni wręczający Wajdzie na rzeczonej imprezie swoje wyróżnienie – nieoficjalnie, na schodach – w postaci cegły z dedykacją. Ale z niewyjaśnionych przyczyn przemilczana jest inna, równie smaczna, anegdota mówiąca o tym, jak to Krzysztof Zanussi, którego Barwy ochronne jury zdecydowało się wówczas zastępczo nagrodzić Grand Prix, dopuścił się sfingowania awarii helikoptera, tłumacząc w ten sposób, dlaczego nie przyleciał na Wybrzeże odebrać nagrody. Prawda zaś była taka, że uważał dzieło Wajdy za znacznie ważniejsze i artystycznie lepsze od swojego dokonania, nie czuł się więc godny wyróżnienia, które otrzymałby jego kosztem.

Nadmierne skupienie i czasami niepotrzebne uwypuklenie (bo autorom zdarza się tracić dystans do postaci, którą opisują) objawia się także w rażącej opozycji Wajda vs. agenci bezpieki. Bereś i Burnetko, komentując tajne esbeckie dokumenty, do których dotarli, ochoczo posługują się ironią, jakby mieli wątpliwość, czy jakość tekstów tajnych współpracowników mówi sama za siebie. Pełne błędów językowych notatki, amatorskie, oderwane od kontekstu, nietrafne i, co najważniejsze, zupełnie chybione analitycznie obnażają ignorancję inwigilatorów aż nazbyt dosadnie. Autorzy czują jednak niedosyt i jeszcze bardziej próbują ich pracę obśmiać. Efekt jest czasami odwrotny do zamierzonego: Wajda wydaje się nieskazitelny, przebiegły na tyle, że nie ma na niego mocnych, zaś pracownicy aparatu bezpieczeństwa to niedorastająca mu do pięt hołota, pozbawiona narzędzi interpretacji i analizy. Taki Dawid bez wysiłku mógłby pokonać Goliata. Brakuje w tym wszystkim pierwiastka ludzkiego, człowieczych pomyłek, rys i potknięć czy zwyczajnych niespełnień wynikających nie tylko z ograniczeń systemu, w którym przyszło twórcy żyć, ale też tych osobistych. Słowem – tego, co stanowiło o sile dokumentu Zenovich. Bo u Beresia i Burnetki racje są zbyt jasno przyznawane. Nawet nie znając przeszłości autorów (obaj w PRL-u redagowali podziemną prasę, a potem pracowali w „Tygodniku Powszechnym”), czytelnik po kilku zaledwie akapitach ma jasność co do ich pogardliwego stosunku do krajów bloku wschodniego. Owa pogarda wpływa negatywnie na dramaturgię, bo łagodzi grozę tamtych czasów, ośmieszając ją.

Te i inne zarzuty każą się zastanowić, czy badacze nie próbują przekuć zbiorowego mitu walczących o wolność filmowców w mit jednostki. Niezależnie od udzielonej odpowiedzi, Andrzej Wajda. Podejrzany wciąż pozostaje wartościowym uzupełnieniem do znakomitych opracowań życia i filmów reżysera autorstwa jego najwybitniejszego biografa i interpretatora twórczości – Tadeusza Lubelskiego (na którego prace zresztą Bereś i Burnetko nieraz się powołują). Potraktowane z odpowiednim dystansem dzieło pozostaje bogatą kroniką życia „Luminarza” (pod takim pseudonimem twórca funkcjonował w komunistycznych teczkach) ukazaną z kilku perspektyw – autorów, jego samego i esbecji. W ślad za zmianą perspektywy idzie też zmiana stylistyki: odtajnione, pisane grafomańskim, urzędowym językiem dokumenty przeplatane są ironicznym, pełnym uznania dla zasług Wajdy komentarzem Beresia i Burnetki, ale też samego bohatera, jak zawsze skromnego, ale pewnego własnych racji i narzędzi, a także działającego na miarę sił i możliwości kształtowania świadomości społecznej Polaków. Nieprzypadkowo jedną z najczęściej przytaczanych wypowiedzi Wajdy jest ta skierowana do Daniela Olbrychskiego. Reżyser miał powiedzieć do aktora: Ty podpisuj list (chodzi o apel w sprawie powołania Komisji Poselskiej dla zbadania nadużyć w czasie wydarzeń czerwca ‘76), ja nie mogę tego zrobić teraz, bo by mi wstrzymali „Człowieka z marmuru”, a tym filmem więcej zdziałam niż podpisem. To właśnie ta wypowiedź stała się jego credo w politycznej walce i powinna służyć za klucz do lektury książki Andrzej Wajda. Podejrzany. Czytane według niego dzieło Beresia i Burnetki okaże się przynajmniej wiele wyjaśniającym wstępem do ostatnich historycznych dzieł reżysera: Katynia i Wałęsy. Człowieka z nadziei.

Witold BereśKrzysztof Burnetko

Andrzej Wajda. Podejrzany

AGORA SA, 2013

Liczba stron: 392

* Autor tekstu jest redaktorem portalu Stopklatka.pl