Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Liga Zła kontra nieznośne dzieciaki („Utopia”)

Artykuły /

Chyba w żadnym stuleciu teorie spiskowe głoszące, że jakaś grupa wpływowych jednostek sprawuje w sekrecie władzę nad światem, nie przeżyły takiej eksplozji popularności jak w wieku dwudziestym. Wojny światowe, kryzys kubański, rzezie na Bałkanach – im więcej nieporządku obserwujemy, tym chętniej wierzymy, że kryje się za nim porządek wyższego rzędu. To przecież oczywiste, że katastrofy naturalne, konflikty i globalne ocieplenie musi wywoływać wszechpotężny rząd światowy! Niemożliwe, żeby świat naprawdę był tak chaotyczny, tak obojętny na nasze starania, niezaplanowany i nienadzorowany przez nikogo. Ta myśl jest zbyt przerażająca. Już łatwiej wierzyć w rządy zła.

Uwielbiam teorie spiskowe. Przyciągają mnie tak samo, jak wystawy wybryków natury przyciągały dziewiętnastowiecznego londyńczyka: jest coś zarazem przerażającego i fascynującego w oglądaniu potworów, które powstają, gdy któryś z normalnych mechanizmów biologicznych zaczyna działać błędnie. Teorie spiskowe uważam za jeden z przejawów apofenii, czyli właściwej ludziom skłonności do doszukiwania się kształtów i znaczeń w przypadkowych zbiorach danych. Plamy wilgoci na murze, układ sęków w drewnie – a mózg rozpoznaje twarz Matki Boskiej. To, co kiedyś, być może, pomagało nam przetrwać w dziczy, z wyprzedzeniem ostrzegając przed czającymi się w gąszczu drapieżnikami, teraz sprawia, że w smugach kondensacyjnych na niebie doszukujemy się rozsiewanych przez CIA wirusów. W końcu lepiej dostrzec nieistniejącą Ligę Zła, niż przegapić jej ewentualne istnienie!

Utopia, brytyjski serial emitowany przez Channel 4, sięga po ten popularny temat i wyciska go do ostatniej kropli. Jak na rasowy thriller z konspiracją w tle przystało, mamy w nim wszystkie klasyczne elementy gatunku: złowrogą sekretną organizację, szalony plan przejęcia władzy nad światem, tajemniczy manuskrypt pełen zaszyfrowanych informacji i przypadkową grupkę bohaterów, którzy wchodzą w jego posiadanie. Tytułowa Utopia to narysowany przez schizofrenika komiks, który kryje w sobie wskazówki co do tożsamości przywódcy konspiracji oraz szczegóły potwornego planu. Dlatego też ci, którym komiks wpadł w ręce, muszą niespodziewanie porzucić normalne życie i stawić czoła Bardzo Złym Ludziom. Sezon pierwszy serialu poświęcony jest próbie ocalenia cennego zeszytu przed nasłanymi mordercami; sezon drugi opowiada o przeszłości konspiracji oraz walce, jaką toczą z nią wciąż ścigani bohaterowie. Jest śmieszno, straszno, krwawo i zaskakująco, bo zwroty akcji to w tym serialu chleb powszedni.

Utopia podchodzi do tematu teorii spiskowych zupełnie inaczej niż choćby pamiętne Z Archiwum X. Historia Muldera i Scully udawała realistyczną, osadzoną w naszym świecie, kazała z dreszczem myśleć o sekretach, które być może ukrywają przed nami rządy państw. Utopia, pod względem zarówno treści, jak i formy, to opowieść bardzo komiksowa, w której teorie spiskowe wzięto w ironiczny cudzysłów. Uzbrojeni w trujący gaz zabójcy przemierzają kraj, małe dziewczynki strzelają z dubeltówek, obszarpani bezdomni okazują się członkami ruchu oporu, a informatyk, pyskata studentka, paranoik i jedenastoletni chłopiec muszą ocalić świat. Wszystko, od postaci począwszy, a na głównej intrydze skończywszy, naszkicowano tu grubą kreską. Ma to swoje wady, jak choćby brak głębi psychologicznej i naprawdę oryginalnych pomysłów, ale ma też zalety – twórcy serialu mogą skupić się na piętrzeniu zagadek, szokowaniu i humorze. Utopia to czysta rozrywka, raczej pozbawiona wygórowanych ambicji, ale za to stojąca na wysokim poziomie. Każdy detal został przemyślany, na każde pytanie pada satysfakcjonująca odpowiedź, a dalszego rozwoju fabuły na ogół nie sposób przewidzieć. Niektórych widzów może tylko razić zbyt drastyczna przemoc – podczas sceny tortur w jednym z pierwszych odcinków musiałem zakrywać oczy.

Kreacje aktorskie stoją na solidnym poziomie. Po prostu solidnym. Nie jest to zarzut pod niczyim adresem – po prostu aktorzy nie mają tu wiele do zagrania, bo wcielają się w postacie mocno stereotypowe. Najlepiej wypadają ci, którym przyszło odgrywać bohaterów najbardziej przerysowanych, w szczególności Neil Maskell jako Arby, przerażający zabójca o kamiennej twarzy, oraz Fiona O’Shaughnessy jako od lat walcząca z konspiracją i porządnie stuknięta Jessica Hyde. Wyróżnia się także nastoletni Oliver Woollford w roli klnącego jak szewc, zbuntowanego chłopca, który wchodzi w posiadanie komiksu Utopia – to bohater tak barwny, że nie sposób go nie polubić. Relacje między postaciami rozpisano w serialu tak, by generowały maksymalną ilość „dramy”. Mamy więc i romanse, i zazdrość, i wzajemne sekrety, a także kilka zaskoczeń, gdy ta czy inna z zamieszanych w konspirację osób postanawia zmienić strony. Drugi sezon jest pod tym względem ciekawszy niż pierwszy, wprowadza bowiem motyw niechętnej współpracy między dotychczasowymi przeciwnikami – więcej nie zdradzę, bo to jedna z tych historii, które lepiej poznać samemu.

Tym, co wyróżnia serial na tle innych, jest oprawa audiowizualna. Każde ujęcie zaprojektowano jak komiksowy kadr, z dbałością o geometrię, kolory i światło; barwy są celowo przesycone, intensywne, mocno kontrastujące. Gdy w sezonie drugim pojawia się retrospekcja osadzona w latach 70., dostajemy przycięty obraz jak ze starej kamery, przesunięty w stronę sepii, z nałożonymi szumami. Wrażenie odrealnienia pogłębia jeszcze niezwykła muzyka Cristobala Tapii de Veera, chilijsko-kanadyjskiego kompozytora, w której elektronika łączy się z chórami, puszczanymi od tyłu szeptami, orkiestrą symfoniczną, iście rockową perkusją i niecodziennymi instrumentami z Ameryki Południowej. Utopia, podobnie jak serial Hannibal, za pomocą wysmakowanych obrazów i dźwięków buduje przerysowany, ale bardzo spójny świat, w który natychmiast się wsiąka – i choćby dla tych walorów warto go obejrzeć.

To nie jest serial, który zapada w pamięć albo zmienia życie. Mimo to warto go polecić, bo jako rozrywka sprawdza się doskonale. Odcinki połyka się w szalonym tempie, nie ma czasu na nudę, a soundtrack wprost błaga, żeby słuchać go w kółko. Dodatkową zaletą jest dla mnie brytyjskość – po dziesiątkach historii o spiskach na terenie USA stanowiła miłą odmianę. Jedyny większy problem to niezbyt oryginalna fabuła, która sprawia, że pod koniec drugiego sezonu wyczuwa się już pewne zmęczenie materiału. Utopia ma w sobie jednak wystarczająco dużo potencjału, by mogła powstać równie dobra seria trzecia. Dalsze rozciąganie byłoby już błędem. Miło się walczy z konspiracją, ale w końcu jednak trzeba ją pokonać.

 

Przemysław Zańko

(ur. 1989) – chłop z Mazur, obecnie inteligent w Warszawie. Publikuje opowiadania, recenzuje, bloguje. Interesuje się science fiction, nauką, grami, dziwnymi książkami i zdrowiem psychicznym. Skończył z polonistyką. Strona autorska: www.zanko.pl