Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Lęk przed szwedzkim stołem („Dusza światowa” D. Masłowska, A. Drotkiewicz)

Recenzje /

Wbrew słynnemu powiedzeniu, że pewnych autorów albo się kocha, albo nienawidzi, Dorota Masłowska była dla mnie zawsze pisarką raczej letnią. Ciekawą, niezwykle sprawną językowo, intrygującą jako osoba medialna, ale w ostatecznym rachunku żadna z jej książek jakoś mnie nie porwała. Zajrzałem z ciekawości do Wojny polsko-ruskiej, w ramach studiów zapoznałem się z Pawiem królowej, przekartkowałem Kochanie, zabiłam nasze koty… i tyle. Bez zauroczenia, bez magii. Dziwne, pomyślałem. Nie zaiskrzyło między nami – czemu? Odpowiedź przyszła dopiero niedawno pod postacią wywiadu-rzeki.

Mówiąc krótko – zdaje się, że Masłowskiej udała się niełatwa sztuka opakowania bardzo ciekawych przemyśleń w aż nazbyt wyrazisty język. Bo to przecież on właśnie wysuwa się w lekturze tych książek na plan pierwszy, przywala biedną treść tłustymi zwałami, zalewa ją strumieniem dresiarskiej czy innej świadomości. A niesłusznie, bo Dusza światowa dowodzi, że Masłowska nie tylko ma do powiedzenia wiele ciekawych rzeczy, ale w dodatku jest niezwykle przenikliwą obserwatorką współczesności.

W wywiadzie, a raczej swobodnej, przyjacielskiej rozmowie z Agnieszką Drotkiewicz, autorka dzieli się zarówno przemyśleniami na tematy literackie, jak i refleksjami z obszaru codziennego życia. Daje się poznać od kuchni – cenię to w pisarzach. Czasem te tematy, książki i dom, splatają się, jak w przypadku wątku zbawiennego wpływu rygoru na twórczość. Okazuje się, że konieczność dbania o dom i opieka nad córką paradoksalnie pracę pisarską ułatwiają, zapewniają bowiem stały, regularny rytm dnia, w którym, jak twierdzi Masłowska, łatwiej upchnąć kilka godzin na stukanie w klawiaturę. Ha, trudno się nie zgodzić – nic nie motywuje tak jak deadline. Podobnie intrygujący wgląd za kulisy jej warsztatu literackiego przynosi pogawędka na temat Kochanie, zabiłam nasze koty, w której MC Doris mówi o pisaniu podświadomością, pisaniu terapeutycznym – i swoim zdziwieniu, ilekroć czytelnicy lub krytycy odnajdują w jej książkach rzeczy, których zupełnie tam umieścić nie planowała.

Tym, co mnie solidnie zaskoczyło, a jednocześnie zaciekawiło, była ilość refleksji jak gdyby żywcem wyjętych z literatury XX-wiecznego modernizmu. Nie znaczy to, by Masłowska uprawiała jakieś wstecznictwo czy historyczne przyczynkarstwo; bynajmniej, mówi wciąż o współczesności, ale w swoich wypowiedziach dryfuje stale w kierunku tematów i postaw bardzo zbieżnych z duchem tamtej epoki. Bo z jednej strony mamy tu fascynację miastem jako przestrzenią kipiącą życiem oraz możliwościami, spacery połączone z obserwacją tłumu, ekscytację zmienianiem tożsamości jak rękawiczek – a z drugiej ogromną nieufność wobec postępującej dehumanizacji, jakiej poddają nas telefony komórkowe, e-maile i Facebook, oraz poczucie zagubienia w rzeczywistości. Masłowska, która – jak raportuje – zjeździła pół kuli ziemskiej, włączając w to Chiny oraz Stany Zjednoczone, ogląda Polskę już nie z perspektywy mieszkanki blokowisk, lecz obywatelki świata, i dostrzega głębokie przemiany, jakim podlegamy. Widzi odzieżową rewolucję, która nastąpiła wskutek pojawienia się po roku 1989 tzw. sieciówek, a wraz z nimi tanich, modnych ubrań wypierających ortalion. Zauważa beztroskę, z jaką dzielimy się na serwisach społecznościowych informacjami o sobie, choć jeszcze nasi rodzice drżeli z lęku przed inwigilacją. Przygląda się rodzimym serialom, które jako pierwsze zaświadczają, że oto nowa grupa społeczna (na przykład geje) przebiła się do zbiorowej świadomości.

Ale może najciekawsze w Duszy światowej jest nieśmiałe, przemykające w tle, czające się na marginesach rozmowy marzenie Masłowskiej o ucieczce od wolności. Tęsknota za mniejszą liczbą opcji do wyboru, ograniczoną swobodą stylu, życiem uboższym w doświadczenia. Wtóruje w tym autorce Agnieszka Drotkiewicz, wyznając, że coraz częściej ma ochotę ubierać się w mundurki à la polska urzędniczka. Okazuje się bowiem, że współczesność przytłacza. Raz po raz powracają w książce skargi na nadmiar bodźców zmysłowych, czy to na ulicach Warszawy, czy Nowego Jorku, co chwila przewija się wątek zaniepokojenia szwedzkim stołem, który urasta w tej rozmowie do symbolu przesytu i marnotrawstwa. Ileż można w siebie wchłonąć? – pyta Masłowska. Ile zjeść, ile zobaczyć, ile przeżyć, zanim dopadnie nas znużenie i zaczniemy chyłkiem rozglądać się za domkiem na wsi? Czy naprawdę natłok chwilowych wzruszeń jest lepszy i zdrowszy od głębokiego, długotrwałego skupienia?

To dziwne, ale dopiero ten wywiad-rzeka zachęcił mnie, by dać autorce drugą szansę. Wrócić do książek, poszukać w nich nowych tematów i wątków, prześledzić rozwój poglądów na życie od MC Doris do Doroty Masłowskiej. Spróbować odnaleźć w porywającej językowo prozie lekkość i humor, których w Duszy światowej tak wiele. Bo nie ma w tym tekście sztampowych dziennikarskich pytań ani nudnej narracji autopromocyjnej w stylu „od zera do bohatera” – jest za to spotkanie dwóch bystrych kobiet, które świat wciąż zadziwia i fascynuje. Trzeba jeść, póki gorące.

 —

Dorota Masłowska

Dusza światowa

Wydawnictwo Literackie 2013

Liczba stron: 234

Przemysław Zańko

(ur. 1989) – chłop z Mazur, obecnie inteligent w Warszawie. Publikuje opowiadania, recenzuje, bloguje. Interesuje się science fiction, nauką, grami, dziwnymi książkami i zdrowiem psychicznym. Skończył z polonistyką. Strona autorska: www.zanko.pl