Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Łaskoczące rzeczy („Serce miłości”)

Recenzje /

(…) Weź aviomarin, weź i patrz w dół*” – albo w ekran. Wraz z pierwszym dniem grudnia w repertuarach kin pojawiło się Serce miłości w reżyserii Łukasza Rondudy, kuratora warszawskiego Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Wzmianka nieprzypadkowa, bowiem tylko ktoś o wysokim poczuciu estetyki mógł stworzyć taki obraz.

Serce miłości to kadry wyjęte z życia Wojciecha Bąkowskiego i Zuzanny Bartoszek – pary kontrowersyjnych, żyjących w symbiozie przedstawicieli polskiej bohemy artystycznej. On – artysta totalny: poeta, performer, lider alternatywnych grup muzycznych KOT, Czykita oraz NIWEA, grafik, eksperymentujący z nowymi mediami człowiek sztuki. Ona – poetka, autorka performansów, artystka, której przyklejono łatkę perwersyjnej zaraz po tym, gdy jej prace stały się częścią londyńskiej wystawy, o znaczącym tytule Perverts. Oboje, poprzez minimalizm, maksymalizują siebie i własne ja. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że W i Z są wobec siebie lustrem, odbiciem tej samej persony. Super narcystyczni i skupieni na sobie, projektują swoje światy, które dopełniają się nawzajem i wynikają jeden z drugiego, balansując na granicy prawdy i wyobrażeń. Ich działania twórcze są efektem życia codziennego, niejako przez nich projektowanego. Wszystko pod kontrolą. Wszystko, poza emocjami, które, tworząc potężną sinusoidę, nadają rytm, dyktują (nie)porządek i kreślą sylwetki bohaterów.

W i Z są niczym przybysze przyszłości – wystylizowani, pozbawieni włosów i androgyniczni. Nierealni, a zarazem osadzeni w świecie aż nadto realnym. Niby uni-, a über. Ubrani w czarne uniformy tak naprawdę grają kolorem (ba, całą gamą barw). Plastyczne kadry także grają – z widzem. Pociągają pulsującym światłem, geometrią, formą, wpisaną w nie dynamiką. Fragmenty piosenek Bąkowskiego czynią poszczególne sceny produktem doskonałym, który za pośrednictwem ekranu trafia prosto w oczy i serce odbiorcy, przenosząc nas do hermetycznej rzeczywistości bohaterów. Rzeczywistości, która stawia wiele znaków zapytania.

Serce miłości jest tautologicznym postulatem, w którym przenika się wzajemnie kilka arcyważnych sfer. Przede wszystkim: miłość i sztuka. Sfery te przeplatają się i uzupełniają, zupełnie jak Wojtek i Zuzanna. Nie ma tu rozgraniczenia na słynne sacrum i profanum. Sakralne habitusy, wytworzone przez W i Z, profanowane są przez nich samych ze znaczną, zresztą, dozą pietyzmu i (ponad wszystko) artyzmu. Tu każde podjęte działanie, każdy przejaw człowieczeństwa, każda emocja i zachowanie  stają się pretekstem do ciągłego konwertowania na sztukę. A czasem: na sztuczkę. Bohaterowie czynią je sobie  wzajem, stając się wespół niewyczerpalnym źródłem inspiracji.

Tak oto, dla przykładu, Bąkowski nagrywa Bartoszek podczas zwierzęcej wręcz kłótni. Następnie, z lekkością, pracuje nad zebranym materiałem i w efekcie powstaje (kolejne) dzieło. W raz za razem czerpie z tego, co przynosi mu każdy kolejny dzień i nie jest to pretensjonalne czy naciągane. Raczej świadczy o umiejętności widzenia czy też dostrzegania. Bartoszek nie pozostaje dłużna. W mieszkalnych warunkach kreuje swoje myślokształty, tworząc parodię ogniska domowego.  Roznieca ogień, odkręcając wszystkie krany i puszczając wodę najsilniejszym strumieniem – w zlewach, pod prysznicem. Uruchamia wszelkie sprzęty, nastawia pralkę i budziki. Ważne, by było głośno, by stopień irytacji dźwiękiem osiągnął maksimum (osiąga: Panie, wariacji w chacie dostać idzie). Bąkowski nie wytrzymuje i wychodzi. Coś go jednak zatrzymuje.

Pytanie: co trzyma ich przy sobie? Może swego rodzaju katharsis, które przeżywają raz za razem, z każdą kolejną awanturą, z każdymi kolejnymi słowami, które pozostaną już z nimi na zawsze – tak, jak napis nad łóżkiem Bąkowskiego, powstały po jednej z intensywnych, nazwijmy to, wymian zdań. Napis głosi: Jesteś chorym zjebem i mizoginem, nigdy nie miałeś i nie będziesz miał przyjaciół, bo jesteś obłudnym, demagogicznym, megalomańskim debilem, umrzesz sam, jesteś brzydki, nudny i konserwatywny. Odbieram to jako grę podjętą z kondycją człowieka współczesnego i tendencją do idealizowania absolutnie wszystkiego. W i Z robią to prześmiewczo – niby z dystansem, a jednocześnie jakże blisko istoty problemu. Zasypiać się i budzić z takim hasłem, to wyzwanie i zachęta do oswajania tego, co w nas najgorsze.

Ciekawym jest, że owo oswajanie ma miejsce już w pierwszych scenach filmu i dotyczy samego Bąkowskiego. Wydaje się nam, że to zimny drań funkcjonujący poza społecznymi ramami, sam je sobie wyznaczający, wyabstrahowany i znieczulony. Tymczasem dane jest nam podglądać z bliska, jak czule postępuje z ukochaną, gdy ta budzi się, o poranku. Jak szepcze jej słodkie słówka, jak dbale dzieli jej twarz i całuje kolejno każdy fragment, który ta zresztą ochoczo nadstawia. Rzuca to na niego zupełnie nowe światło. Przestaje być człowiekiem bez żadnych tych, nazwijmy to, stricte ludzkich odruchów. W staje się osobą wyposażoną w pełne serdeczności oblicze.

Zmienność tych oblicz zaskakuje nas w Sercu miłości jeszcze nie raz. W kolejnych scenach podziwiać można Zuzannę-Kobietę Kota oraz Pierrota-Zuzannę. Echa tych wcieleń pojawiają się w filmowych sekwencjach. Zuzanna, jako Kobieta Kot jest uwodzicielska, pożądająca i pożądana, wręcz przeerotyzowana. Zuzanna, jako Pierrot natomiast oddaje się nie cielesnym, a mentalnym przyjemnościom i skumulowaną energię przetrawia na tworzenie – pisanie lub rysowanie.

Aktorzy, którzy wcielili się w role artystów stanęli przed trudnym zadaniem. Zarówno Bąkowskiego, jak i Bartoszek cechuje wysoka autorytatywność. Justyna Wasilewska i Jacek Poniedziałek musieli więc niejako odciąć pierwowzór i wziąć na warsztat wszystko to, co o nich wiedzieli i słyszeli. Sylwetki artystów z pozoru nie pozostawiały zbyt wiele miejsca na jakąkolwiek dowolność czy wariację na temat. W rzeczywistości to właśnie spojrzenie przez autopsyjny pryzmat wyzwoliło aktorów i pozwoliło na to, by Justyna i Jacek wiernie odwzorowali Zuzannę i Wojtka. Chapeau bas!

Serce miłości jest historią o miłości. Miłości dwojga ludzi, miłości do siebie samego, noszącej znamiona autofilii, miłości do sztuki. Jest historią o miłości absolutnej, która jest ponad wszystkim, która jest wszystkim i we wszystkim się przejawia. Jest historią o miłości doskonałej, która (nie) istnieje. A może? Pewne jest jedno: (…) po zgaśnięciu wszystko zostaje w sercu, jak melodeklamuje Bąkowski w jednej ze swoich piosenek.

__

*Tytuł oraz część cytatów pochodzą z utworów zespołu Niwea.