Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

[KRÓTKO] Zbigniew Hołdys nagrywa „OK Computer” (Jack White „Boarding House Reach”)

Recenzje /

W czasach, gdy powolny zmierzch rockowych legend spędzał mi jeszcze sen z powiek, Jack White był dla mnie promyczkiem nadziei. To on miał uratować świat przed legionami wokalistów indie o identycznej barwie głosu. To na jego barkach spoczywał ciężar ochrony wymierającego gatunku pomnikowych frontmanów. Wizerunkowo-brzmieniowy idiom, którym się posługiwał, dowodził, że modernizm jeszcze się nie skończył. Dziś nie mam pojęcia, jak mogłem tak sądzić.

Niewykluczone, że White za bardzo wziął sobie do serca zarzuty dotyczące generyczności tworzonej przez niego muzyki. Każdy, kto spędził parę lat w szkole, wie, że młodzież bywa okrutna – garść złośliwości ze strony zafiksowanych na punkcie Pitchforka słuchaczy nie powinna być decydująca w kontekście wyboru dalszej twórczej drogi. Były frontman The Raconteurs najwyraźniej sądzi inaczej. Boarding House Reach ma udowodnić nam, że nie jest wcale uwstecznionym bluesmanem, który – gdyby tylko nie wychowywał się w Detroit w latach 80., a w, dajmy na to, Płocku w latach 90., w każde wakacje jeździłby do Węgorzewa na festiwal klasycznego rocka. Na swoim nowym albumie dwoi się i troi, sampluje, łamie konwencje. Wszystko po to, aby dać sygnał, że stary Jack wie, co w trafie w piszczy!

Problem w tym, że nie wie. Eksperymentalne zacięcie White’a jest wymuszone i nieautentyczne, a jego trzecia płyta solowa to dzieło nadzwyczaj ubogie w sensowne, przemyślane i przekonujące kompozycje. Zamiast nich dostajemy zbiór szkiców poczynionych naprędce w Pro Tools (Hypermisophoniac, Abulia and Akrasia) i napakowanych nierozmyślnie używaną elektroniką miniatur (Everything You’ve Ever Learned). Jeśli wokalista sięga już po tradycyjnie bluesowe wzorce, jak w Why Walk a Dog?, to ubarwia aranżację vaporwave’owymi syntezatorami („patrzcie, to nie jest jakiś zakurzony bluesik!”). Do tego dochodzą tekstowe kurioza – wspomniane Why Walk a Dog? to dość naiwny, naszpikowany oczywistościami prozwierzęcy manifest (trudno się nie zaśmiać, nawet, jeśli uwielbia się psy – wiem, co mówię), natomiast w Ice Station Zebra pojawiają się gniewne wersy w rodzaju: Wszyscy jedynie naśladujemy Boga! Warto zaznaczyć, że w tym utworze Jack White znów daje nam próbkę swoich rapowych umiejętności. Jeżeli uważacie, że Pih lub Borixon mają słabe flow, to zalecam przemyśleć sprawę. Paradoksalnie najlepiej w całym zestawie wypada Over and Over and Over pochodzące jeszcze z czasów The White Stripes. Muzyk zdecydował się jednak wzbogacić całość chóralnymi partiami rodem z Army of Lovers – wiecie, żeby było i DZIWNIE, i ORYGINALNIE.

I nie chodzi tu o proporcje między „rockowością” a „elektroniką”. W 2018 roku są to już nic nieznaczące kategorie, a sztywny podział między powyższymi mógłby być dziś traktowany poważnie co najwyżej przez Marka Niedźwiedzkiego. Chodzi o absolutny brak pomysłu na to, jak odświeżyć własne brzmienie. A przecież dał nam przykład Damon Albarn, jak spędziwszy wiele lat w jednym z najpopularniejszych zespołów świata, pchnąć wreszcie własną muzykę na nowe tory (mowa tu nie o Gorillaz, a solowym Everyday Robots z 2014 roku). Tymczasem Pet Sounds Jacka White’a? Nie, OK Computer Zbigniewa Hołdysa, nagrane z około dwudziestoletnim opóźnieniem. Brzmi okropnie? Tak właśnie.

Mateusz Witkowski

(ur. 1989) – redaktor naczelny portalu Popmoderna.pl, stały współpracownik Gazeta.pl, „Czasu Kultury" i „Dwutygodnika”. Stypendysta MKiDN w roku 2018, stypendysta NCK w roku 2020. Interesuje się związkami między literaturą a popkulturą, brytyjską muzyką z lat 80. i 90. oraz włoskim futbolem. Autor facebookowego bloga Popland, współprowadzący Podcastexu, "Podcastu roku" w plebiscycie Influencers Live Awards 2022 i laureata nagrody Best Stream Awards 2023 w kategorii podcast "Kultura/popkultura". Wraz z Bartkiem Przybyszewskim napisał książkę "Polskie milenium" (W.A.B., 2023). Prowadzi zajęcia dotyczące muzyki popularnej na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego.