Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Jak matka Madzi stała się ikoną popkultury

Artykuły /

Media już od kilku miesięcy molestują Polaków sprawą zmarłej w nieznanych do końca okolicznościach sześciomiesięcznej Magdaleny. Jest to historia godna zawiłego kryminału. W lutym bieżącego roku media szumiały o poszukiwaniach zaginionego dziecka z Sosnowca. Oglądaliśmy zrozpaczonych, zdesperowanych i spazmatycznie płaczących rodziców dziecka, z którymi w bólu łączył się niejeden Polak. W samo poszukiwanie dziewczynki zaangażowała się spora grupa chętnych do pomocy, nie obyło się też bez bohaterów narodowych – mam tu na myśli osławionego i raczej przecenionego „króla polskich detektywów” – Krzysztofa Rutkowskiego. Po około dziesięciu dniach poszukiwań kraj obiegła wiadomość, że dziecko nie żyje.

Ekspansywność i inwazyjność mediów w tej sprawie nie znały granic – kraj pogrążył się w żałobie. Aż się prosiło o jej oficjalne zatwierdzenie przez prezydenta Rzeczpospolitej. Niestety, Polacy mają to do siebie, że uwielbiają tragiczne historie i ta nieszczęsna, stereotypowa figura martyrologicznego Polaka chwyta się każdej okazji, aby dać o sobie znać. Jednak lament nad grobem dziecka trwał krótko. Z dnia na dzień ujawniano coraz to bardziej skandaliczne rewelacje detektywa Rutkowskiego: Katarzyna W. – matka Madzi – zataiła śmierć dziecka i dopiero po dniach poszukiwań zdradziła szczegóły dotyczące okoliczności zgonu dziewczynki, wskazując też miejsce jej „pochówku”. Od tego momentu główną bohaterką historii była już nie zmarła tragicznie Madzia, ale jej matka – i to wokół niej zaczął się kręcić cały świat polskich mass mediów, począwszy od prasy i telewizji, a skończywszy na portalach społecznościowych. Postawa Katarzyny W. wywołała wielką narodową debatę, tematem zajął się nawet Tomasz Lis, poświęcając mu odcinek programu, w którym roztrząsa najważniejsze problemy naszego kraju. W wachlarzu zaproszonych gości znalazła się Katarzyna Cichopek – znana przede wszystkim jako aktorka serialowa, ale także autorka poradników dla „super mam”, wokalistka, tancerka… i jak się okazało – pani magister psychologii! Ludzie tak zwanego renesansu zawsze mieli skłonności do innowacyjnych odkryć, pani Cichopek też nie zawiodła. W trakcie emisji programu na żywo (sic!) aktorka, komentując niezrozumiałe dotychczas zachowanie „matki Madzi”, doszła do wyprzedzających wszelkie badania w psychologii wniosków:

Niektórzy w wielkim stresie mają efekt zająca, czyli najpierw stają jak wryci, nie wiedzą, co mają robić, a później uciekają i działają w afekcie. Ponadto, jeśli ktoś zacznie w takiej sytuacji kłamać, to nie może już później przestać i brnie w tych kłamstwach. Taka osoba jest po prostu sparaliżowana strachem.

Odkrycie „efektu zająca” było nie tylko „przełomowe” dla psychologii, ale także dla wizerunku samej Katarzyny W. – trochę absurdalnym tonem można by powiedzieć, że nagle stała się ona nosicielką nowych zjawisk. Zresztą, debata była momentem, kiedy tok przykrej sprawy przewrócił się do góry nogami. Śledztwo samo w sobie zeszło na drugi plan, media oszalały natomiast na punkcie „matki Madzi”: główny aspekt historii nie absorbował już tak, jak, np. zmiany jej image’u. Katarzyna W. stała się trendy. W internecie rozpoczął się wielki hype na różne parodystyczne przedstawienia matki-celebrytki, który śledząc wszystkie jej wizualne metamorfozy, był komentarzem często prześmiewczym. Twarz pani Katarzyny W. zaczęła się pojawiać na sfałszowanych okładkach magazynów mody, na projektach t-shirtów, logach programów rodzinnych etc.

Nie tylko internauci zadbali o to, aby utrzymać jej status celebrytki. Sama zainteresowana poczuła się w tej sytuacji niczym rybka w wodzie. Co prawda, na klasycznych salonach raczej nie bywa, aczkolwiek zaczęła udzielać wywiadów, występować w talk-show (nawet Ewa Drzyzga pokusiła się o ugoszczenie rodziców Madzi), wysyłać smsy do różnych tabloidów, które jak nawigacja GPS informują codziennie o tym, w jakim mieście, na jakiej ulicy i w jakim lokalu matka Madzi aktualnie przebywa. Wiemy, że niedawno bywała w Łodzi, Krakowie, później w Warszawie, a teraz powróciła na Śląsk. Niemal wycieczka krajoznawcza pod okiem Wielkiego Brata. W międzyczasie niektórym fascynatom telenoweli około-Madzinej twórcza bania rozbiła się nad głową i polska literatura poszerzyła się o kilka pozycji poświęconych sprawie. Jedną z ofiar owej bani okazała się sama redaktor naczelna „ekskluzywnego” magazynu „Gala” – Izabela Bartosz. Najwidoczniej okładka dla persony kalibru matki Madzi to za mało, stąd ten hołd pod postacią książki. Jednak pani redaktor przekonuje, że pobudki do napisania tej osobnej publikacji są naprawdę wzniosłe. Powagę zawartości sugeruje już sam tytuł – Wybaczcie mi. Autorka chyba czuła się też zobowiązana do nakierowania interpretacyjnego czytelników popełnionej przez siebie książki poprzez wpis na łamach portalu wiadomości.dziennik.pl:

Książkę napisałam w oparciu o rozmowy z Katarzyną Waśniewską, jej rodziną, przyjaciółmi i wrogami. Przedstawiłam historię młodej kobiety, która nie wiedziała, co zrobić ze swoim życiem, nie widziała przed sobą żadnych perspektyw. Historia Katarzyny Waśniewskiej stała się przyczynkiem do szerszej rozmowy o macierzyństwie, bezrobociu wśród młodych ludzi, roli Kościoła i mediów w społeczeństwie i wielkiej samotności, z którą nie każdy umie sobie poradzić. Takich dziewczyn jest w Polsce dużo więcej.

Przesłanek autorki nie zrozumiała jednak m. in. sieć sklepów Empik, wycofując ze sprzedaży książkę, na którą po premierze spadła fala krytyki i zarzutów o łatwe dorobkiewiczostwo ze strony pani Izabeli. Cóż, człowiek chciał dobrze, a jak zwykle wyszło źle.

Zapowiada się, że pierwsze tomy historii rodziny Madzi z Sosnowca pociągną za sobą kolejne, jak na dobrą sagę przystało. Telenoweli ciąg dalszy, choć może już mniej w wydaniu lifestyle’owym, a bardziej obyczajowo-romantycznym. Na przykład wielki temat stanowi to, że rodzicom Madzi raz jest dobrze razem, a raz źle. W tej kwestii nadążyć za sprawą rodzicieli małej Madzi jest najtrudniej. Dramat niczym z piosenki Ich Troje Razem, a jednak osobno, bo jak zatrzymany w biegu wiatr, nie wiadomo czy śmiać się, czy płakać: „wczoraj” matka Madzi chciała rozwodu, a „dzisiaj” rozwodu nie chce – i tak na repecie od kilku ostatnich tygodni, a telenoweli końca nie widać…

Dlaczego cała ta historia tak bardzo pochłonęła polskie media? Dlaczego Polacy wciąż się interesują losami rodziny zmarłej Madzi? Takich historii w kraju jest wiele, a nie mają przecież medialnej siły przebicia. Być może sęk tkwi w samych mediach, które wykreowały cały spektakl. Spektakl posiadający wszystko, co może ekscytować odbiorcę: dramatyczną śmierć dziecka, rozpacz rodziców i kondolencje, odwrócenie akcji przeciwko rodzicom po szokujących wiadomościach, udział w historii znanych wszystkim nazwisk (Cichopek, Rutkowski, Bartosz… a nawet Doda, która skrytykowała naczelną „Gali”), rozterki miłosne etc. Plot, którego mogłaby pozazdrościć Moda na sukces tudzież telenowele brazylijskie/argentyńskie. Naczelny jednego z polskich plotkarskich dzienników przyznał, że numer, w którym nie było wspominki o rodzinie Madzi, sprzedał się znacznie słabiej. Wychodzi na to, że historia ta stała się chlebem powszednim, którym media dzielą się w celu wzbogacenia, a widzowie spożywają, aby tanim kosztem zaspokoić dzienną dawkę sensacyjnego łakomstwa. Cały ten mechanizm wydaje się bardzo prostym w rozumowaniu, szkoda, że wprawionym w ruch, przykrym, ludzkim dramatem, który aktualnie zatoczył błędne koło i ciężko przewidzieć, jak losy jego bohaterów potoczą się dalej.

Wracając do samej Katarzyny W. – jej postać została sprowadzona i uproszczona do obrazu złej, zwyrodniałej matki, która na tragedii własnego dziecka stara się zarobić i ustawić swoją przyszłość. Niełatwo jednoznacznie sprawę ocenić, tak czy inaczej nietrudno także wyczuć groźbę rządzących opinią stereotypów. Najważniejszy i najtragiczniejszy fakt całej historii – śmierć dziecka – wywoławszy efekt motyla, całkowicie stracił na wartości i atrakcyjności dla późniejszego toku zdarzeń. Dziecko poszło w niepamięć, została sama matka Madzi. Katarzyna W. stała się zakodowaną figurą, ikoną Madonny bez dzieciątka.