Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Impreza gnijących ciał („Nienasyceni”)

Recenzje /

Mogłoby się wydawać, że film Nienasyceni opiera się na jednym z najbardziej zgranych schematów w dziejach kina. Cztery osoby zamknięte w niewielkiej przestrzeni, zmuszone do swojego towarzystwa, nie wytrzymują napięcia. Ścierające się charaktery, przykre wspomnienia i z trudem skrywana wzajemna niechęć – wymarzona sytuacja dla scenarzysty czy reżysera. Najczęściej tego typu historie kończą się w punkcie kulminacyjnym, a moment eksplozji emocji wyznacza koniec gry. Choć przecież najbardziej interesujące jest to, co dzieje się później. I to wykorzystuje najnowszy film Luki Guadagnino.

Trzeba przyznać, że historia przedstawiona w Nienasyconych nie jest zbyt skomplikowana. Gwiazda piosenki Marianne Lane (Tilda Swinton) spędza wraz z młodszym kochankiem Paulem (Matthias Schoenaerts) urlop na włoskiej wyspie. Leniwy spokój pary burzy niespodziewany przyjazd szalonego producenta muzycznego, Harry’ego (Ralph Fiennes) i jego niedawno odnalezionej córki, Penelope (Dakota Johnson). Harry działa destrukcyjnie nie tylko na sielski nastrój – dosłownie traktując grzecznościową propozycję Marianne dotyczącą wspólnego wypoczynku, wprowadza się do domku pary i reorganizuje im życie. Zaprasza swoich dawnych znajomych, urządza kuchnię, wypełnia lodówkę i wybiera muzykę. A przede wszystkim inicjuje przeniesienie życia towarzyskiego nad basen (co stanowi nawiązanie do plakatu Davida Hockneya, od którego film zapożycza swój oryginalny tytuł, A Bigger Splash). Harry jest jako postać tak intensywny, że pozostali, choć też na swój sposób interesujący, szybko przy nim blakną.

Nie będzie przesadą stwierdzenie, że to właśnie Harry, a raczej grający tę postać Fiennes, jest centralnym elementem filmu i bez niego Nienasyceni właściwie straciliby całą swoją siłę. Widz nie może oderwać wzroku od ekscentrycznego mężczyzny, który początkowo zachwyca swoją niespożytą energią, by później intrygować niejednoznacznością i skrywanymi sekretami, częściowo ujawnionymi w kilku retrospekcjach. Od pierwszych scen Harry to uosobienie rozrywki – zabawia towarzystwo branżowymi historiami, wyszukuje dziwne knajpy ze smacznym jedzeniem, nurkuje nago w basenie. Może się wydawać, że jego życie to nieustanny występ; nawet poirytowana Marianne w pewnym momencie zauważa: musisz mieć publiczność. Harry bardzo rzadko porzuca grę i pokazuje prawdziwą twarz, a raczej pozwala domniemywać o jej autentyczności. Fiennes fantastycznie rozgrywa to rozedrganie – nie można mieć pewności, czy szaleńczy taniec do Emotional Rescue Rolling Stonesów albo emocjonalna przemowa o dawnych afektach to rzeczywiście chwilowe porzucenie kreacji. Fiennes wykorzystuje swoją aktorską pozycję, by konstruując postać Harry’ego zrezygnować z jakichkolwiek hamulców. To paradoksalnie czyni tę postać niezwykle wiarygodną – łatwo uwierzyć, że Harry jest zdolny do wszystkiego.

Harry króluje na ekranie aż do momentu kulminacji, co nie znaczy, że inne postaci nie są ciekawe. Po prostu udaje im się w pełni wybrzmieć dopiero, gdy emocje sięgnęły już wszelkich granic. Marianne niedawno przebyła operację strun głosowych, przez co jej kariera staje pod znakiem zapytania. Mimo przybierania pozy silnej i niezależnej gwiazdy, często schodzi do roli obiektu w przepychankach Paula i Harry’ego. Ten pierwszy zgodnie z zaleceniami lekarza pilnuje, by Marianne się nie odzywała, Harry zaś przekornie nakłania ją do tego przy każdej okazji. Paul pełni rolę sztywnego nudziarza – może nawet sam ją sobie narzucił po pobycie na odwyku, a może po prostu zgodził się z opinią, którą ma na jego temat Harry. Te trzy postaci łączą pewne wspólne wydarzenia z przeszłości, Penelope jest natomiast osobą „z zewnątrz”. Chadzająca własnymi ścieżkami córka Harry’ego tylko pozornie odstaje od grupy. Szybko udaje jej się dopasować, być może dlatego, że łączy ją z pozostałą trójką ta sama cecha. Ich chęć do życia i radość z pobytu na pięknej, włoskiej wyspie to tak naprawdę oszustwo. Postaci wydają się ledwo trzymać w szwach – wraz z rozwojem akcji tracą swoje właściwości. Trwają w pewnym bezruchu czy bezcelowości, aż do chwili, gdy muszą podjąć jakieś działanie. Nawet Harry, który próbuje wyrwać się ze stuporu, używa do tego doskonale znanych i wykorzystywanych wcześniej środków, co ani na moment nie zbliża go do wymarzonego celu.

Harry nieustannie popycha wszystkich do różnych działań. Podczas jednego z wieczorów rozkręca imprezę w prawie pustym barze w miasteczku i nakłania Marianne do śpiewu. Co zaskakujące, mimo obecności w filmie postaci piosenkarki i licznych przebitek z jej koncertów na stadionach, tylko dwa razy słyszymy jak śpiewa – jeden to właśnie chrypienie na zorganizowanym przez Harry’ego karaoke. Wydaje się, że ma to na celu obnażenie fasadowości, na jakiej Nienasyceni się opierają. Nie chodzi tylko o teatralność wynikającą z obserwacji tych samych czterech osób w różnych sytuacjach, ale raczej o podkreślenie faktu, że świat, w którym żyją bohaterowie, odszedł już do historii, a oni pozostali wśród opuszczonej scenografii. Bodźcem wyrywającym ich z tego blaknącego obrazka jest pojawienie się uchodźców. Wraz z rozwojem wydarzeń widać ich na ekranie coraz częściej. Zjawiają się znienacka i burzą spokój bohaterów, wytrącając ich z samozadowolenia. Służą też jako narzędzie do pokazania stosunku postaci do świata. Przykładem jest sytuacja, w której grupa imigrantów gra w piłkę w odgrodzonej, zamkniętej przestrzeni. Piłka przelatuje nad ogrodzeniem, jedna z bohaterek odrzuca ją grającym. Patrzy na nich przez chwilę, ale później zajmują ją jej sprawy. Podobnie postaci zachowują się w życiu – może i towarzyszy im moment refleksji, ale trwa on tylko chwilę. Zostaje szybko porzucony, bohaterowie idą dalej. Można też zadać pytanie, czy taka postawa jest charakterystyczna tylko dla bohaterów filmu, czy też jest to ukazanie szerszego zjawiska społecznego.

Chyba właśnie tu tkwi siła Nienasyconych. Guadagnino ukrywa w filmie różne aspekty, które nie są widoczne na pierwszy rzut oka. Nie jest to jednak przyciężka opowieść o kresie zachodnich ideałów, a raczej podprogowy przekaz ukryty za barwnymi pocztówkami z bajecznej Italii. Może dlatego film już cieszy się tak dużym zainteresowaniem – bilety na przedpremierowe pokazy podczas festiwalu NETIA OFF CAMERA rozchodziły się błyskawicznie, a przed seansami ustawiała się kolejka oczekujących na jakieś zwolnione miejsce. Ciekawe, czy widzów zachęciły skądinąd fantastyczne sekwencje tańczącego Harry’ego, czy może chodziło o coś zupełnie innego?

 

Nienasyceni (A Bigger Splash), reż. Luca Guadagnino, Francja, Włochy 2015

Joanna Barańska

(ur. 1992) – absolwentka kulturoznawstwa na WP UJ. Zimą programowo czyta XIX-wieczną literaturę rosyjską. Interesują ją przedstawienia postapokalipsy w tekstach kultury.