Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Halucynacje z głodu i niedożywienia

Łotewski chłop przeczytał w książce:

„Jesteś tym co jesz.”

I chłopa już nie było. Jego trud skończony.

31 maja internauta podpisany nickiem fledgeling wrzucił na Wykop.pl zestaw samodzielnie przetłumaczonych dowcipów o biednych Łotyszach. Krótkie, wyraźnie spuentowane historyjki o ciemiężonych chłopach oraz ich trudzie i znoju szybko opanowały polską część internetu. Dowcipy łatwo przebiły się na Kwejka, w komentarzach na forach coraz częściej cytowano rozpoznawalne fragmenty żartów, a ostateczną diagnozę popularności przypieczętował nagły wysyp fanpage’ów na Facebooku. I chociaż – jak to zazwyczaj bywa – potencjał wałkowanych w kółko dowcipów powoli się wyczerpuje, to już teraz można śmiało ogłosić, że tegoroczny czerwiec upłynął pod łotewskim patronatem. Co zastanawiające, nietypowa moda zbiegła się w czasie z letnią sesją egzaminacyjną. Jak nie podglądanie żubrów, to łotewska niedola – a to nawet bardziej adekwatne, bo przecież trud zarówno studentów, jak i chłopów niebawem będzie skończony.

Knock knock.

Who’s there?

Latvian.

Latvian who?

Please open door. Is cold.

Pierwszy dowcip o Łotyszach utrzymany w takiej stylistyce powstał rzekomo niedawno, bo w 2008 roku. Wyłączne autorstwo przypisuje sobie amerykański dziennikarz i podróżnik, Chris Connolly, o czym z dumą informuje na swoim oficjalnym blogu. Historia jest prosta: reporter pojechał na Łotwę, spędził tam trzy lata, a po powrocie napisał o tym książkę. Kiedy pracował nad rozdziałem o czarnym humorze (podobno charakterystycznym dla Łotyszy), wpadł mu do głowy dość lichy żart, którym postanowił podzielić się z kolegą. Ky Henderson, redaktor, szybko odpisał na wysłaną wiadomość, wymyślając inny dowcip. Znajomi wymienili się jeszcze kilkoma pomysłami, pośmiali się w wąskim, dwuosobowym gronie i pewnie zapomnieliby o całej sprawie, gdyby nie to, co stało się kilka miesięcy później. Po dłuższym namyśle Connolly uznał, że dawna rozmowa może rozśmieszyć także innych ludzi i opublikował zapisaną konwersację w sieci. Ktoś inny wrzucił ją na Reddita, gdzie szybko stała się bezkonkurencyjnym hitem i gdzie z czasem pojawiło się osobne podforum poświęcone łotewskim żartom. Dzięki chwytliwemu pomysłowi blog dziennikarza zdobył sporą popularność – zamiast 30 wejść Connolly odnotowywał 15 tysięcy odwiedzin dziennie. Strona na Reddicie do dziś cieszy się sporym zainteresowaniem, a ludzie wciąż dopisują tam własne wersje makabrycznych kawałów. Chociaż nietypowy koncept trafił do Polski dopiero trzy lata później, wiemy już, że spotkał się z równym entuzjazmem.

Politbiuro wpadło do chałupy, żeby szukać zimnioków. Chłop tak się śmiał, że niemal umarł. Rozbawiony sam zaczął szukać wraz z nimi.

Czarny humor dowcipów nawiązuje do czasów rosyjskiego terroru, nasilonych represji i wielkiego głodu, a specyficzny, niewyedukowany język ma gwarantować posmak sowieckości. Connolly sam przyznaje, że był jedynym z autorów oryginalnych żartów, który miał jakiekolwiek pojęcie o życiu na Łotwie. Stąd też niejednokrotne protesty samych Łotyszy, jakoby realia z kawałów nijak odpowiadały rzeczywistości. Dla podśmiechujących się z chłopskiej niedoli Amerykanów Łotwa jest niczym więcej jak tylko symbolem zimnego i ponurego kraju, który leży gdzieś na wschodzie i którym kiedyś rządzili Sowieci. Z jednej strony – w chwili obecnej Rosjanie stanowią 27% łotewskiej populacji i do teraz zdarza się tam wyczuć ducha minionych dni (niepisana dominacja Rosjan, faworyzacja języka rosyjskiego, wciąż wyczuwalne represje), z drugiej natomiast – zapadłe wsie nigdzie nie prezentują się najlepiej, a spacerując po Rydze, trudno traktować łotewskie dowcipy poważnie. W ogóle – trudno traktować dowcipy poważnie, chociaż łatwiej powiedzieć, niż wytłumaczyć to Polakom, którzy czerwienią się na wzmiankę o popularnych w USA polish jokes. Sami internauci przyznają, że chętnie lajkowane żarty nie mają żadnego wpływu na ich odbiór prawdziwego życia na Łotwie, a krótkie historyjki traktują jako zawieszone w przestrzeni i niemające odzwierciedlenia w rzeczywistości.

Siedzą razem baba i chłop żeby uchronić się przed mroźnym łotewskim zimnem. Kobita pyta: „Kochasz bardziej mnie, czy zimnioka?” „Ciebie.” Kobita nie wierzy i pyta dlaczemu. „Bo zimniok to tylko marzenie, a ty jesteś tutaj naprawdę”. Ale chłopa nie ma. Jest tylko halucynacja z niedożywienia i śmierć. Takie jest życie.

Pierwszą zasadą konstrukcyjną łotewskich dowcipów jest daleko idąca schematyczność. Następstwo poszczególnych elementów, łatwe do wskazania dominanty, wreszcie – stała obecność wciąż powtarzanych fraz – wszystko to po głębszej analizie mogłoby stanowić nie lada pokusę dla jakiegoś zapalonego następcy Vladimira Proppa. Można by, na wzór metody przyjętej przez rosyjskiego badacza bajek, opracować niepodważalny model budowy takich żartów – zajęcie to pozostawiam jednak wytrwalszym w strukturalistycznych bojach. Znamienny pozostaje fakt, że nawet największy laik po przeczytaniu paru dowcipów zorientuje się, że ma do czynienia ze specyficzną formą narracji. Krótkie, pisane kaleczoną polszczyzną kawały nakreślają w paru zdaniach świat przedstawiony i umieszczają w nim postaci (za Proppem – aktantów) odpowiedzialne za poszczególne, z góry określone czynności.

W roli głównego bohatera występuje niezmiennie łotewski chłop. Opcjonalnie towarzyszy mu żona (często porwana/zabita, zawsze głodna), dzieci (córka zazwyczaj jest ofiarą gwałtu, a syn cierpi, będąc urobionym po pachy), rzadziej znajomi chłopi. Od święta zdarza się dowcip będący skrzyżowaniem dwóch modeli, w którym Łotysz współegzystuje w znanym i lubianym trójkącie z przedstawicielami jakichś innych nacji. W roli antagonisty występuje groźne Politbiuro, winne wszystkim krzywdom wyrządzanym chłopu – ale i Politbiuro „bywa szczodre”, głównie wtedy, kiedy zsyła śmierć, a ta przerywa halucynacje z niedożywienia i jest tym samym końcem utrapień biedoty. Wszystko dzieje się podczas wyjątkowo mroźnej i ciemnej zimy (skądinąd na Łotwie przeważa stabilna pogoda – można wyodrębnić cztery wyraźne i stosunkowo łagodne pory roku, ale kogo to obchodzi w tym kontekście?). Cała akcja nie jest specjalnie urozmaicona i nie przewiduje zbyt wielu wątków. W skrócie: chłop marznie i nie ma co jeść. Łotysz, który idzie przez ulicę, nie wie, czy idzie na zakupy, czy z nich wraca. Jego życie jest nieustannym dążeniem ku upragnionej śmierci, niekończącym się snem o zimnioku.

Łotewski chłop mówi do syna: „Mam złą i dobrą wiadomość”. Syn: „jaka zła?” „Politbiuro przyszło i zabiło matkę”. „A jaka dobra?” – „Twoja łza posoli zimnioka”. Ale nie ma zimnioka, jest tylko mroźna zima, halucynacja z niedożywienia i śmierć. Takie jest życie.

Łotewski chłop trzyma zimnioka i myśli: „Jeść albo nie jeść. Oto jest pytanie”. Ale na nic jego filozofie, bo to nie zimniok tylko kamień.

W dowcipie jak to w dowcipie, blondynki są głupie, a najgłupsza jest twoja stara, ale łotewski czarny humor poza stereotypami i kliszami obfituje w dodatkowe zabiegi lingwistyczno-narracyjne. Na wzór zachodni żarty tworzy się i tłumaczy, celowo burząc porządek składniowy i szpikując je błędami. Dialogi pisane kaleczoną, uproszczoną polszczyzną brzmią jak echo słów zasłyszanych w zapadłej, leżącej gdzieś na wschodzie wsi. Nie ma ziemniaka, jest za to zimniok; chyba że głodny chłop ma jedynie kamienie. W najgorszym razie brakuje także tych drugich, a cała strawa i dach nad głową to tylko halucynacje z niedożywienia. I rzeczywiście, chociaż na Łotwie nie brakuje ani zimnioków, ani taniego kawioru – większość dowcipów kończy się właśnie taką złowieszczą, acz zgrabną konkluzją. Taka jest smutna puenta historii Łotysza. Takie jest życie.

Rozalia Knapik-Wojtaczka

(ur. 1991) – za dnia copywriterka, nocą doktorantka na Wydziale Polonistyki UJ. Autorka monografii „Sztuczny Bóg. Wizerunki Technologicznej Osobliwości w (pop)kulturze”. Samozwańcza ambasadorka Radiohead; lubi rośliny, ładne rzeczy i wciągające historie. Chce kiedyś założyć podcast – ma już nawet mikrofon.