Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Dwugłos: Bracia Figo Fagot

By opisać takie wydarzenie, potrzeba dystansu czasowego. By wziąć w nim udział – potrzeba dystansu do siebie. Podwójnie zdystansowani postanowiliśmy zdać sprawę z koncertu zespołu Bracia Figo Fagot, a przy okazji pogawędzić na ich temat.

Malwina: Po dziś dzień zastanawiam się, na jakim koncercie byliśmy 28 września. Czy to było disco polo w Rotundzie, czy „punkowa naparzanka” w konwencji weselnej…

Tadeusz: Po dziś dzień żałuję, że nie wybrałem się na ich drugi koncert do klubu Kwadrat! Tak czy siak, trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć na twoje pytanie, bo nigdy wcześniej nie byłem na koncercie disco polo, a i z czystym punkiem miałem ograniczony kontakt. Chyba że „punkową naparzanką” można nazwać koncerty Pidżamy Porno czy późnego Big Cyca… ale szczerze wątpię. Jedno przyznam: nie pamiętam koncertu, w trakcie którego tyle razy skakałbym ze sceny na rozszalały tłum.

M: Tymczasem odpowiedź na pytanie o gatunek wydaje się kluczowa. Wśród publiczności widziałam osoby, które popadłyby w święte oburzenie, gdyby im wytknąć, że przyszły na disco polo. Ty nie miałeś tak dużych oporów jak ja, ufałeś temu pastiszowi…

T: Tak, ja bardzo lubię „zły smak kontrolowany”. Sam zresztą starałem się wejść w konwencję, przeobrażając się w wąsatego jegomościa z tłustą grzywką i strojem wprost z remizy. Trochę się obawiałem, że mogę się ośmieszyć, ale gdy zobaczyłem, że większość słuchaczy jest za kogoś lub za coś przebrana, zrozumiałem, po co tam przyszedłem. Zastanawiam się tylko, czy ludzie, którzy byli ubrani zwyczajnie, nie mieli przez to gorszego odbioru?

M: Wyciągając wnioski z własnego doświadczenia, zaryzykuję tezę, że nieprzebrane osoby to te, które zdecydowały się przyjść na koncert w ostatniej chwili, za namową znajomych i z dużą dozą asekuracji. W każdej chwili mogły stanąć z boku, podnieść wyniośle brew i stwierdzić: ja się z tym nie utożsamiam. Bracia Figo Fagot balansują na granicy kompletnej tandety. Ich „twórczość” można potraktować z przymrużeniem oka, ale można też podejść do niej na serio. Przed tą drugą opcją nieco drżałam. Wszelkie wątpliwości rozwiał widok ciągnącej się w nieskończoność kolejki do wejścia, złożonej z kolorowych przebierańców-jajcarzy. Na następny koncert sama założyłabym białe kozaczki i utleniła włosy! Wynika z tego taka socjologiczna refleksja: reakcja na działalność Braci Figo Fagot bierze się z silnej potrzeby utożsamienia się à rebours, wzięcia udziału w obśmiewaniu konwencji.

T: To prawda! To trochę takie wcielanie się metodą Stanisławskiego w postaci, którymi niekoniecznie chcielibyśmy być. Stąd ta kpina. Choć nie zdziwiłbym się, gdyby powodowana była też obawą przed schamieniem i powszechną pauperyzacją kultury.

M: Albo rozpoznaniem w tej konwencji elementu samego siebie. Przestrach związany z tym odkryciem powodowałby próbę zdystansowania się, obśmiania go. Chyba z podobnych przyczyn Gombrowicz dążył do zbratania się z Chamem, zawsze z perspektywy Pana. W każdym razie Figo Fagot pastiszują nie tyle gatunek muzyczny, ile zjawisko szersze – konkretny typ kultury, mentalności, z którym każdy z nas – chcąc, nie chcąc – miał kontakt. Udział w ich koncercie może być zatem doświadczeniem wyzwalającym, trzeba jednak kupić tę konwencję i mieć choćby mgliste pojęcie o tradycji, z której ta twórczość wyrasta.

T: Tyle tylko, że absurd, a to w nim lokowałbym genezę twórczości BFF, nie jest zjawiskiem wyrosłym na gruncie kultury słowiańskiej. Nam po prostu genetycznie trudno jest znaleźć dystans do rzeczywistości. Gombrowicz jest celnym przykładem na gruncie literatury. Ale warto przypomnieć, że w obrębie muzyki polskiej BFF nie są odosobnionym przypadkiem. Wystarczy wymienić zespół Kury, El Dupę, Doktora Hackenbusha czy nieodżałowanych, choć w tym zestawieniu wyglądających kuriozalnie, T-Raperów znad Wisły. Z tą różnicą, że tamci nie gromadzili takiej rzeszy fanów gotowych do działań stricte performerskich. To akurat zasługa Zacieraliów, czyli Festiwalu Twórczości Żenującej, na którym BFF debiutowali i z którym są mocno związani. Tam zdecydowana większość uczestników wręcz czuje obowiązek przebrania się lub chociaż nałożenia na głowę durszlaka.

M: I wiesz, słowo „żenujące” dobrze oddaje charakter twórczości Braci Figo Fagot. Mam na myśli teksty, które sprawiają, że wciąż nie wiem, czy jestem entuzjastką, czy oponentką BFF. Czy kupuję pastisz, czy – jak wspomniałam – unoszę brew na znak, że jestem ponad to. Płyta Na bogatości uderza dokładnie w te same struny co estetyka, którą obśmiewa. Czy nie jest tak, że wulgarność i grube żarty, zastępujące tu naiwność, kiczowaty sentymentalizm i rubaszność utworów discopolowych, odwołują się jednak ostatecznie do podobnych instynktów?

T:  To dość ciekawe pytanie. Warto w związku z tym zastanowić się nad warstwą słowną. Już po jednokrotnym przesłuchaniu łatwo zauważyć, że piosenki na płycie można podzielić na dwie kategorie: historie opowiadające o zabawie oraz opowieści o życiu powszednim. Pierwsza kompozycja na krążku pt. Hot Dog wprowadza nas w świat prowincjonalnej dyskoteki. Naśladujący didżeja wyciągniętego wprost z Energy 2000 Fagot zaprasza słuchacza do zabawy w rytm piosenki śpiewanej przez brata. To opowieść o sprzedawcy „parówy w bule” okraszona jednoznacznymi skojarzeniami erotycznymi. Bal jak bal, Disco commando – to kolejne przykłady utworów, gdzie „Disco rżnie na ful”, a „Disco komandos i disco komandor” zagrzewają „świński tłum” do hedonistycznej imprezy znamiennym okrzykiem: „Myk, myk, myk, myk, myk, myk, myk!”. Przedstawione w kolejnych tekstach opowieści o zabawie płynnie mieszają się ze scenami z życia codziennego. Te z kolei są głównie ponurym zapisem doświadczeń mężczyzny, któremu – choć bardzo by tego chciał – nie wychodzi w relacjach z kobietami. Wszystko skryte pod powłoką wulgarności, prymitywnej ksenofobii i oczywiście wąsa… To widok prowincjonalnego (czy ktoś słyszał wcześniej o miejscowości Dawidy Bankowe?), ubogiego (Polonez Atu Plus to dlań symbol bogactwa) nieszczęśnika (mimo swoich miłosnych podbojów, „zasuwa na ręcznym w sławojce”), którego los nie oszczędził (jak wynika także z klipu, żona zdradza go ze sprzedającym dywany Cyganem). Nietrudno w tej dychotomii dostrzec odniesienia do bachtinowskiej karnawalizacji. W piosenkach opowiadających o zabawie wszystko wydaje się karykaturą otaczającej rzeczywistości, przelotnym figlem, którego konsekwencje miną wraz z zakończeniem dyskoteki. W utworach o codzienności post także zdaje się mieć wykrzywioną twarz, a to przez jeden wątek, który spaja obie narracje – damę-prostytutkę. To leitmotiv tej płyty. Tak w czasie zabawy, jak i w prozaicznej codzienności, w świecie Braci Figo Fagot to do niej ucieka się mężczyzna, by zaznać ukojenia, zrozumienia, a przede wszystkim upragnionej rozkoszy cielesnej. Jako człowiek o „sercu po lewej stronie”, staram się być wyrozumiały dla tego typu jednostek. Być może jednak właśnie tu leży twój problem z chęcią unoszenia brwi nad tymi, którzy na życie patrzą inaczej.

M:  Pytanie, czy Na bogatości obśmiewa kulturę disco polo, czy wyobrażenia, jakie na jej temat mają „ludzie z zewnątrz”? W drugim przypadku – może uczyć pokory. Przyjrzyjmy się zatem tej płycie bliżej. O co chodzi ze „świnką”? To określenie pada w tekstach BFF nagminnie.

T: Pewien kolega – entuzjasta jazzu, znawca Dvořáka, niekryjący się ze swoim graniem w kapeli weselnej, więc również znawca disco polo – wyjaśnił mi, że świnka to określenie używane w tym nurcie dość często. Przykładem jest utwór Bierz co się da zespołu Boys. Nie wiem, na ile to rozpoznanie jest trafne, ale samo wyrażenie wpisałbym w dialektykę antagonizmów: świnka – „dziewczyna z sąsiedztwa”, dama – prostytutka. Dama, z którą mężczyzna chciałby się identyfikować, okazuje się dziwką, zaś świnka (określenie  niekoniecznie pejoratywne, jednak z zabarwieniem przaśnej erotyki) jest synonimem osoby mającej być blisko.

M: Cygan z kolei jest jak wilk z bajki o Czerwonym Kapturku – gdzie się nie pojawi, sieje zamęt i spustoszenie…

T: Z tym że wilk był regularnym zboczeńcem. Ale i tak uważam to za ciekawą interpretację.

M: Cygan w ujęciu BFF też nie jest wzorem cnót.

T: Ta postać rzeczywiście jest jednym z głównych bohaterów piosenek tak disco polo, jak i Braci. Romowie wpisali się w krajobraz Polski szczególnie w czasach pełzającego kapitalizmu lat 90. Wówczas to Cygan przejął funkcję Żyda Wiecznego Tułacza czy powojennego „dziada”, osoby bez przeszłości, enigmatycznej, będącej w posiadaniu tajemnych mocy. Postaci, która wzbudzała ciekawość, ale przede wszystkim strach. Bracia Figo Fagot z przejęciem ostrzegają w jednym z utworów: Cygan to złodziej i tak już zostanie / Pan Jezus w Biblii ma to napisane.

M: Specyficznie pojmowany katolicyzm idzie tu w parze z rozwiązłością seksualną i stanowi ideologiczną podbudowę znamiennej dla świata braci Figo Fagot ksenofobii. Co warto podkreślić, niewierne żony mogą liczyć na wyrozumiałość i bezwarunkową miłość swoich małżonków: A nie mówiłem, Małgoś kochana / nie idź dzisiaj do tego Cygana.

T: Ale wszystko ma swoje granice. W piosence Małgoś głupia, którą cytujesz, bohater zdradzony przez żonę po raz drugi śpiewa: Nie rób tych oczu, to nic nie pomoże / współczucia szukaj w cygańskim taborze. Mężczyzna śpiewający o przygnębiającej historii Bożenki (w utworze pod tym samym tytułem) także nie stara się walczyć o swoją rozpustną ukochaną. On rozumie, że Baby trzeba pilnować / albo się nie denerwować. W smutnym finale bohater postanawia upić się z kolegami i w odwecie także zdradzić niewierną żonę. Jakże żałośnie w tym kontekście brzmią jego słowa: Chłopu trzeba dawać / albo się nie dziwić.

M: Wygląda na to, że BFF tworzą alternatywną rzeczywistość, w którą każdy raźnie może wejść i rozładować własne frustracje. Zbawienne działanie przemyślanego projektu „artystycznego” czy skalkulowane na zyski działanie? Członkowie zespołu odnosili już komercyjne sukcesy na nieco innym poletku.

T: Zdaję sobie sprawę, że stwierdzenie: „Bracia Figo Fagot są projektem skalkulowanym na zysk” zaprzeczy sensowi całej naszej dyskusji, ale miejmy świadomość, że sztuka masowa realizowana jest przede wszystkim dla rozrywki, a co za tym idzie – dla pieniędzy. Bartosz Walaszek, założyciel grupy, to twórca znany w środowisku filmowców niezależnych. Wraz z bratem dał życie legendarnemu Zespołowi Filmowemu SKURCZ. Tworzyli tak kultowe filmy jak Piesek Leszek, Bułgarski Pościkk czy Kung Fu Pantera. Z czasem, po wielu perturbacjach, nieskromna i zawadiacka internetowa twórczość zaowocowała kontraktem podpisanym z jedną z telewizji. Dzięki temu powstał Kapitan Bomba oraz serial Kaliber 200 volt, gdzie Bracia Figo i Fagot pojawili się po raz pierwszy. Bartosz Walaszek i Piotr Połać wcielili się w kilku odcinkach w rolę duetu starającego się tworzyć disco polo. Każdy z odcinków z udziałem Figo Fagotów ilustrowany był piosenką w ich wykonaniu. Sukces przyszedł niespodziewanie po dwóch latach emisji serialu, zapoczątkowanej w 2009, i zaowocował wydaniem płyty.

M: Na bogatości uplasowało się na siódmym miejscu listy najchętniej kupowanych płyt w Polsce (OLiS) i doczekało się pozytywnych recenzji. Co ciekawe, dziennikarze o zwykle dość wysublimowanych gustach wypowiadają się entuzjastycznie na temat wybryków Braci Figo Fagot, widząc w nich nadzieję polskiej sceny alternatywnej, a uprawiany przez nich gatunek określają mianem „disco polo dla inteligentów”. W tym samym czasie serwis skierowany do  mniej wymagających odbiorców, wśród plotek o romansach i operacjach plastycznych gwiazd, ogłasza piosenkę BFF pt. Bożenka żenadą lata. Okazuje się, że tylko w miarę wyrobiony odbiorca jest w stanie docenić wartość zagrywki Braci Figo Fagot, a może nawet z nostalgią i bez uprzedzeń spojrzeć na obśmiewaną przez nich rzeczywistość.

T: To jest niestety znamienne i potwierdza nasze wcześniejsze tezy. Twórcy popularyzującego zły smak portalu, wydając taki osąd, postanowili ukryć swoje prawdziwe oblicze.

M: Wieje hipokryzją.  

T: W gruncie rzeczy disco polo to nasz skarb narodowy! Nic poza tym gatunkiem i melodiami góralskimi nasz naród nie wniósł do dziedzictwa światowej muzyki rozrywkowej. Cóż, Bracia Figo Fagot zdają się nam o tym bezlitośnie przypominać. Trzeba przełknąć tę żabę i podziękować im, że potrafią coś tandetnego przeistoczyć w rozrywkę wartościową, będącą podstawą do złożonych analiz. Bracia Figo Fagot są dla disco polo tym, czym Jan Koza dla komiksu, Sławomir Shuty dla konsumeryzmu czy (tu pojadę z grubej rury, ale czy ktoś zaprzeczy?) Quentin Tarantino dla dziesiątej muzy.

 

Prawdziwa disco chłosta!

Malwina Mus-Frosik

(ur. 1987) – doktor literaturoznawstwa związana z Wydziałem Polonistyki UJ. Zainteresowana związkami literatury z popkulturą – bada działalność Marcina Świetlickiego, chętnie zajmuje się krytyką literacką, okazjonalnie także muzyczną.