Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Dwugłos: „Antologia polskiego rapu”

Dwugłos /

Antologia polskiego rapu, wydana w 2014 roku przez Narodowe Centrum Kultury (pod redakcją Dominiki Węcławek, Marcina Flinta, Tomasza Kleyffa, Andrzeja Cały i Kamila Jaczyńskiego), to wydarzenie. Autorzy stawiają sobie cel edukacyjny i propedeutyczny: napisać historię polskiego hip-hopu, przybliżyć całe zjawisko laikom i zdekonstruować narosłe wokół niego stereotypy. Celom tym służą wywiady z wybranymi artystami, leksykon utworów hip-hopowych uznanych za najważniejsze dla rozwoju gatunku, sylwetki raperów, pomocny słowniczek pojęć oraz płyta winylowa. Ramy tomu wyznaczają z jednej strony rok 1994 i pojawienie się składu Trials X z kawałkiem Czujee się lepiey, zwiastującym coś nowego, „prosto z USA”, a z drugiej strony rok 2012 i premiera filmu Jesteś bogiem, będącego fabularyzowaną biografią legendarnej Paktofoniki. Autorzy książki zabierają nas w podróż, analizując chronologicznie wszystkie ważniejsze utwory, poczynając od klasyków jak Liroy czy Magik, a kończąc na najmłodszym pokoleniu raperów takich jak jak Gedz, VNM i Bisz.

Damian Dziura: Kiedy polski rap zaczął w Polsce raczkować, byłem zbyt młody, by nim odpowiednio nasiąknąć. Dopiero czasy ogólniaka przyniosły świadomość hip-hopu i całej tej kultury. Pochłonęło mnie całego. Oglądając i słuchając dziś rzeczy z tamtych lat, mam jednak wrażenie, że wyglądają raczej jak film z komunii na VHS. Czasy aż tak się zmieniły czy po prostu jestem już w takim wieku, że niektóre rzeczy zdążyły się zestarzeć? A może polski rap tak skoczył do przodu?

Ewa Drygalska: Ja z kolei należę do starszego pokolenia, które pamięta teledyski Liroya w TV, którego Alboom był zresztą moją pierwszą kasetą ever, kupowaną przy asyście mamy ze względu na ekspresywne użycie języka. Pamiętam mojego kolegę z podstawówki Maćka, zawodzącego na przerwach Plus i minus to jedyne co widzę, katowicki Mega Club, czasy, gdy na koncertach hip-hopowych nieodłączną częścią byli b-boye, czyli wszystko to, co dla ciebie jest raczej czystą hauntologią. Ale właśnie: pytanie o dynamikę rozwoju hip-hopu w Polsce, o próbę uchwycenia jego ewolucji, to chyba główne zadanie i cel tej antologii. Jak dla ciebie –przedstawiciela nowego pokolenia słuchaczy – udaje się ta synteza? Czy pomaga ci zmniejszyć dystans poznawczy wobec lat 90. i hip-hopowej genealogii?

D: Pamiętam, że pierwsze rapsy, jakie kupiłem, to była płyta dołączona do Popcornu. Może to brzmi dziwnie, ale kiedyś takie rzeczy dorzucali do tego pisemka. Był tam m.in. Grammatik z nieśmiertelnym Friko. Później wymusiłem na mamie zakup Muzyki Klasycznej Pezeta, od tego momentu zacząłem tak naprawdę słuchać hip-hopu. Wydaje mi się, że dzisiejsi młodzi słuchacze, którzy zaczynają dopiero przygodę z hip-hopem, podejdą do antologii niechętnie, bo z jednej strony jest to zamykanie zjawiska, jakim jest rap, w książce. Tego się nie da przeczytać, to trzeba usłyszeć. Młodzież prędzej sięgnie po YouTube niż po antologię.

E: Faktycznie, nie jest łatwo wywnioskować, jakiego modelowego czytelnika projektowali sobie redaktorzy książki. Ja cenię sobie insiderskie wejrzenie w sposób funkcjonowania polskiego rap-biznesu, jego ekonomiczne i instytucjonalne zawiłości, jakich nie szczędzą autorzy w początkowych rozdziałach tomu. Uważam, że to być może jeden z najcenniejszych elementów antologii. Analiza jest tu na dobrym poziomie, problem jednak z syntezą i szerszym oglądem, który stworzyłby z wielu ciekawych wywiadów jakąś spójną narrację. Wiemy, że raperzy mieli co do wydawnictwa Narodowego Centrum Kultury mieszane uczucia albo odnieśli się niego raczej indyferentnie. Domyślam się, że sam wybór zarówno rozmówców, jak i materiału tutaj opisywanego może wzbudzać w środowisku wątpliwości, gdyż, jak sami rozbrajająco przyznają redaktorzy, był on podyktowany subiektywnymi preferencjami. Czasami przecierałam jednak oczy ze zdumienia dla pióra Andrzeja Cały, który z wyraźną pogardą odnosił się do opisywanych przez siebie artystów, uznając np. Fisza za delikatnie rozchwianą emocjonalnie męczybułę, a liryczną narrację w Plus i minus Kalibra 44 za emocjonalne i mocno manierycznie zarapowane rozwodzenie się. Uderzające było też dla mnie tworzenie sztucznych i hermetycznych podziałów na pop i „autentyczny rap”, z nieskrywaną – znowu – wzgardą dla tego pierwszego, zamanifestowaną już we wstępie: Młode pokolenia chcą w rymach znaleźć odbicie prawdy, rzeczy namacalne, a nie to, co proponuje muzyka popowa – banalne teksty, najczęściej dotyczące miłości i zabawy.

D: Mi w antologii przede wszystkim brakuje głosu samych raperów. Szkoda, że Ten Typ Mes nie dorzucił jakiegoś felietonu, jest w tym dobry. Kilka słów na temat środowiska, tego, jak wygląda po latach, co się zmieniło etc. Myślę, że sam Tede również miałby wiele ciekawego do opowiedzenia. Liczyłem po cichu, że autorzy antologii rozbudzą Eisa, bo przecież jego płyta Gdzie jest Eis to klasyk. Brakuje mi takich smaczków, bo w książce nie pojawia się nic, czego bym nie wiedział wcześniej. Jasne, redaktorzy kierowali się swoimi osobistymi preferencjami, dlatego o niektórych raperach jest więcej, o innych mniej, a są też tacy, których pominięto kompletnie. Przykład Fu i jego opinii o antologii: może nie jest to najważniejszy raper w Polsce, ale był w kilku ważnych składach, dobrze byłoby go uwzględnić w sylwetkach artystów. Gdzie jest Joka, gdzie jest Afrojax?! W antologii pełno jest również tagów w rodzaju: kto był pierwszym raperem, kiedy to wszystko się zaczęło itd. Wiadomo, każdy ma swoich ulubieńców, ale przypinanie kolejnych łatek nie ma żadnego sensu. Ciekawie wypada natomiast zestawienie najważniejszych utworów, od początku aż do chwili obecnej. Jest tam kilka perełek, które do dzisiaj trzymają poziom i są nie do podrobienia, np. 40 stopni w cieniu 3H. Co najbardziej mnie razi, to to, że antologia jest strasznie nierówna… Niby masa informacji, ale napisana z encyklopedyczną dokładnością, brakuje tu trochę luzu. Wszystko jest takie poprawne, grzeczne i ułożone.

E: To zdecydowanie wydawnictwo pęknięte: gdzieś w pół kroku pomiędzy zanurzeniem się w samej kulturze, chęcią pisania o hip-hopie na jego własnych zasadach i jego własnym językiem (cytowany Cała), a dziennikarskim dystansem koniecznym dla takiego przedsięwzięcia. Dla mnie jako badacza kultury z zacięciem naukowym Antologia… nie jest w ogóle ciekawa poznawczo: nie podejmuje żadnej próby całościowego ujęcia zjawiska. Natomiast jego nobilitacja poprzez krytykę popu i dyskurs „autentyczności” to droga na manowce. Z punktu widzenia mojego ja-fanowskiego jest już nieco lepiej: kilka ciekawych anegdot (zwłaszcza podanych przez Dominikę Węcławek), rys historyczny z rozróżnieniem na regiony i lokalizmy wciągnęły mnie w lekturę. Absolutnie zgodzę się, co do braku głosów samych raperów, myślę, że gdyby skonstruować Antologię… raczej na kształt projektu historii mówionej, włączając w to recepcję samego zjawiska, to zyskalibyśmy dużo bardziej różnorodny i złożony obraz polskiego hip-hopu. Pytanie, jak pisać o hip-hopie, nie popadając w pułapki, które opisał Borys Dejnarowicz w „Dwutygodniku”? Czy istnieje w ogóle taki uniwersalny język opisu? Na pewno istnieje taka potrzeba, o czym świadczą choćby wydane niedawno Raperzy kontra filomaci Tomasza Kukołowicza oraz Hip-Hop w Polsce: od blokowisk do kultury popularnej pod redakcją Miłosza Miszczyńskiego.

D: Wydaje mi się, że każda książka o hip-hopie jest skazana z góry na klęskę. Zamykanie na kilkuset stronach całego polskiego rapu to trochę porywanie się z motyką na słońce. Jeżeli już pisać, to niech lepiej zrobią to ci, którzy tworzyli scenę i wciąż na niej są. Tutaj nie tylko chodzi o język, jakim ta antologia jest napisana. Syntetyczne ujęcie polskiego rapu, który ciągle się rozwija, jest po prostu niemożliwe. Zrozumiałbym, gdyby autorzy skupili się na jakimś konkretnym momencie, na przykład tym, w którym wszystko się zaczęło. Do mnie zdecydowanie bardziej trafiły filmy Blokersi czy Kielce – czyli polski Bronx, które posługują się właśnie takim zabiegiem. Zamiast tego jest pięćsetstronicowa encyklopedia. Zgadzam się jednak z tym, że książka jest napakowana anegdotami – posłowie DJ 600 Volt o początkach jego kariery i kiełkującym jeszcze HH jest bardzo wciągające, to się po prostu czuje. Podobnie jest w przypadku rozmów z Muflonem czy Joanną Tyszkiewicz. Inaczej jednak w wypadku wywiadu z Kazikiem. „Pierwszy polski raper” – już naprawdę daliby wszyscy temu spokój, to jest po prostu słabe i nie wnosi nic nowego, prawie każdy wywiad ze Staszewskim zaczyna się tym zdaniem. Trochę razi mnie też fakt, że w Antologii… z raperów robi się filozofów i mesjaszy, którzy mówią wspólnym ponadpokoleniowym głosem.

E: Myślę, że zamiary twórców tomu są tu dość jasne. Okazałe, albumowe wydanie (choć narzekam na małą ilość materiału wizualnego), limitowana edycja, kolekcjonerskie dodatki – Antologia… ma być dizajnerskim gadżetem świetnie wyglądającym na półce w domowej biblioteczce i wywiązuje się z tego zadania doskonale. Z pewnością też stempel NCK namaszcza rodzimy rap jako ważkie polskie zjawisko kulturowe. Może warto potraktować Antologię… w kategoriach początku i otwarcia zamiast podsumowania i domknięcia konkretnego etapu. A kolejne momenty, miejmy nadzieję, opiszą muzykolodzy, socjologowie, kulturoznawcy, ekonomiści, zarówno ci z kręgów akademickich, jak i publicystycznych.

 

Antologia polskiego rapu

Narodowe Centrum Kultury, 2014

Liczba stron: 504