Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Don’t mess with Serena!

Artykuły /

To był jej rok. Przeszło dwanaście milionów dolców zarobionych na korcie (wyłączając kontrakty reklamowe opiewające prawdopodobnie na kilkukrotnie wyższe kwoty), jedenaście wygranych turniejów, imponujący bilans siedemdziesięciu ośmiu wygranych meczów, przy jedynie czterech porażkach. Od półtora roku Serena Williams regularnie spuszcza bezlitosne lanie wszystkim zawodniczkom z czołówki, w tym naszej Agnieszce Radwańskiej, która w ośmiu meczach ugrała z Amerykanką zaledwie seta. A pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu tenisowy świat żył w obawie, że prędzej zobaczymy ją w trumnie niż na szczycie światowego rankingu. Kim jest kobieta, która przez ostatnie piętnaście lat odmieniła oblicze swojej dyscypliny, a teraz wymieniana jest jednym tchem obok Michelle Obamy, Oprah Winfrey i Beyoncé jako jedna z najbardziej wpływowych czarnoskórych Amerykanek?

The Williams Age

Era sióstr Williams – wielu tenisowych komentatorów właśnie tak określa czas, kiedy to dwie nastoletnie siostry z niezapomnianymi plastikowymi koralikami we włosach dosłownie rozstrzelały swoją brawurą i niespotykanym dotąd przygotowaniem fizycznym starą gwardię tenisistek. Kobiecy tenis przestał być odtąd dystyngowaną grą napuszonych pań w plisowanych spódniczkach i stał się pełnokrwistą walką, w której silniejszy bierze wszystko. Od końca lat dziewięćdziesiątych siostry wygrały w sumie sto jeden turniejów w singlu, dokładając do tego dwadzieścia dwa zwycięstwa deblowe i wszystko wskazuje na to, że liczba ta jeszcze wzrośnie. A że to wszystko zaczęło się w USA, nie mogło skończyć się inaczej – historia niezwykłych sióstr doczekała się już swojej wersji filmowej, jakiś czas temu w Ameryce ukazał się dokument Venus and Serena, pokazujący trudną, wielokrotnie naznaczoną kontuzjami drogę dziewczyn z rządzonego przez lokalne gangi przedmieścia na tenisowy Olimp.

Nigdy nie mów nigdy!

Trudno sobie wyobrazić, jak wyglądałyby kariery słynnych sióstr, gdyby nie liczne kontuzje, uniemożliwiające im sporą część występów. Venus od jakiegoś czasu zmaga się z trudną, autoagresywną chorobą nazywaną zespołem Sjögrena, natomiast w przypadku Sereny sprawy w pewnym momencie przybrały tak niepokojący obrót, że zaczęto poważnie obawiać się o to, czy gwiazda w ogóle przeżyje. Cała sprawa zaczęła się niewinnie, Williams na jednym z bankietów niefortunnie nadepnęła na rozbite szkło, co ze względu na komplikacje wykluczyło ją z gry na kilka miesięcy. Gdy wydawało się już, że tenisistka wraca do siebie, świat obiegła informacja, że Serena została przewieziona prosto z afterparty po oscarowej gali na oddział intensywnej terapii. U tenisistki zdiagnozowano zator płucny, nie wiadomo było, czy Amerykanka w ogóle przeżyje, a jeśli nawet tak: czy kiedykolwiek jeszcze wróci na tenisowe areny. Wróciła. Mocniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.

Nie zadzieraj z nią!

Choć Serena Williams jest niewątpliwą mistrzynią, na korcie wielokrotnie pokazała również, że nie warto z nią zadzierać. Gdy w 2001 roku podczas meczu deblowego na turnieju w kalifornijskim Indian Wells (określanego przez wielu ekspertów mianem piątej lewej Wielkiego Szlema) ktoś z widowni rzucił pod jej adresem rasistowską uwagę, tenisistka zapowiedziała na pomeczowej konferencji prasowej, że jej stopa już nigdy w Indian Wells nie postanie. I słowa dotrzymuje, nie bacząc ani na gigantyczny prestiż tej imprezy, ani na sięgającą pięciu milionów zielonych pulę nagród. Fani tenisa na pewno zapamiętają też sytuację z roku 2009, kiedy to Williams w atmosferze skandalu została wyrzucona z rozgrywanego na słynnych kortach Flushing Meadows (swoją drogą, czemu nazwy aren sportowych w naszym kraju są takie chujowe? A może to my jesteśmy normalni i takie cuda na kiju to tylko w USA?) wielkoszlemowego US Open. W decydującej fazie półfinałowego spotkania z Kim Clijsters sędzia liniowa wytknęła Amerykance błąd stóp. Rozwścieczona Williams podeszła do sędzi, grożąc jej podobno, że jak ją dorwie, przepchnie trzymaną w ręce tenisową piłkę przez jej gardło.

Na długo w pamięci pozostaną też wiązanki, które Williams wystosowała pod adresem greckiej sędziny Evy Asderaki, gdy ta uznała, że siarczyste gardłowe C’mon!, wywrzaskiwane przez Amerykankę po wygraniu ważnych punktów, padło tym razem o kilka sekund za wcześnie i uniemożliwiło rywalce odbicie. Pech chciał, że tym razem Williams znalazła się bardzo blisko telewizyjnego mikrofonu i wszystko było słychać dość wyraźnie.  Gwiazda tłumaczyła się z tej sytuacji we wspomnianym już wcześniej filmie dokumentalnym, mówiąc, że gdy obejrzała ten mecz w domu, myślała, że zapadnie się pod ziemię. Jak sama przyznała, zachowała się wtedy jak wieśniara.

Serena do facetów!

Ostatnio wśród internautów coraz częściej pojawiają się zdania, że pozostająca absolutnie poza zasięgiem rywalek muskularna Amerykanka powinna spróbować swoich sił w rywalizacji mężczyzn. Niewielu pamięta, że kilkanaście lat temu Serena bezskutecznie próbowała zapisać się na turniej dla panów, a wraz z siostrą przechwalały się na jednej z konferencji prasowych, że są w stanie wygrać z każdym facetem sklasyfikowanym poza drugą setką.

Do żadnego z pojedynków niestety nie doszło (choć w tenisowej historii takie walki płci, brane przez każdą ze stron całkiem na serio, miały już miejsce), a ostatnio rękawice rzucił Amerykance Andy Murray. Ta nie odpowiedziała jednoznacznie „nie”, być może internetowe komentarze okażą się samospełniającym się proroctwem.

Mistrzyni stylu

Pisać o stylówie którejkolwiek z sióstr Williams, to jak pisać o ubiorze Nicki Minaj – są gorsze i lepsze momenty. O ile Venus w tej materii obecnie rzadko wywołuje skandale (w końcu skończyła jedną z nowojorskich szkół projektowania mody, choć, przypomnijmy, i tu bywało różnie), o tyle Serena wciąż lubi sobie pofolgować, więc cały internet wie, co słychać u jej pupy . Gdybym miał określić stylówę Sereny jednym obrazkiem, byłyby to najki na szpilce, no ale cóż, niestety takich butów nie robią (choć mamy w polskim szołbiznesie kogoś, kto twierdzi inaczej – wszyscy wiemy kogo). Bywało jednak o wiele gorzej niż najki na szpilce, wspomnijmy tu chociażby tenisowy outfit wyraźnie inspirowany mającą powstać kilka lat później piosenką S&M Rihanny czy kieckę typu dżins, do której Williams dobrała monstrualne najeczki po kolano (podobno zaprojektowane specjalnie dla niej). Ale to wszystko to już raczej przeszłość

Serena Williams gra w tej chwili mecz swojego życia. Ma trzydzieści dwa lata (w tym wieku większość tenisistek odpoczywa już od ładnych paru lat na sportowej emeryturze), jest w szczytowej formie, świetnie wygląda (przestała ubierać się już jak ostatnia labadziara, a przynajmniej zdarza jej się to dużo rzadziej), nie wygraża ani sędziom, ani przeciwniczkom, a jej gromkie C’mon! wybrzmiewa po kolejnych „championship pointach” na największych tenisowych arenach świata i wszystko wskazuje na to, że jeśli nie stanie się nic bardzo złego, zabrzmi na nich jeszcze nie raz.

Tomasz Szypułka

(ur. 1990) – studiował z różnym skutkiem filologię polską, psychologię i filologię szwedzką, a obecnie krytykę literacką na UJ. Swą zawodową przeszłość wiązał ze Sztuką.pl (znaną szerzej jako Gazeta Antykwaryczna), portalem kursnakurs.pl, fundacją Magazyn Kultury i festiwalem OFF Plus Camera, a także innymi, mniej chlubnymi instytucjami. W wolnych chwilach Betel, Bomba, Rozrywki, ale w miarę to nauka mnie najbardziej kręci.