Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Dobry dziadzio Disney i ta wiedźma Travers („Ratując pana Banksa”)

Recenzje /

Pisarze różnie reagują na próby adaptowania ich dzieł na potrzeby kina i telewizji. Weźmy za przykład Andrzeja Sapkowskiego, który licencję do pięcioksięgu wiedźmińskiego sprzedał dlatego, że akurat ktoś dobrze zapłacił. Sapkowski dostał więc przelew, a następnie latami unikał tematu, dając jednocześnie do zrozumienia, że kolejny film mógłby, oczywiście, powstać, ale oferta artystyczna musiałaby być równie hojna. Inni autorzy – jak na przykład Frank Miller czy George R. R. Martin – pragną brać czynny udział w powstawaniu adaptacji, czasem już na etapie prac przygotowawczych. Pamela Travers należała do trzeciej grupy – twórczyni postaci Mary Poppins chciała zrobić wszystko, byleby tylko film na podstawie jej prozy nigdy nie powstał.

Co jednak począć , kiedy w lodówce jadalny jest już tylko szron, a tantiem z książek nie starcza na utrzymanie ukochanego, londyńskiego mieszkania? Zdesperowana Travers podejmuje trudną decyzję o rozpoczęciu rozmów na temat sprzedania praw do jej książek „wąsatemu diabłu”, który robi dzieciom wodę z mózgów za pomocą (między innymi) infantylnych historyjek o piskliwej, dwunożnej myszy.

SAVING MR. BANKSI tak: konflikt pomiędzy Travers i pracownikami wytwórni Disneya (w tym i samym Disneyem) stanowi oś fabularną historii opowiadającej o procesie powstawania najlepszego – obok pierwszych Piratów z Karaibów – disneyowskiego filmu aktorskiego.

Dostajemy więc film z fabularnym udziałem Walta Disneya, przygotowany przez wytwórnię The Walt Disney Company. Twórca Mikiego i Donalda nie jest tutaj tym samym despotycznym tyranem, jakim jawił się w opowieściach byłych współpracowników. To dobrotliwy dziadzio z wąsikiem, entuzjastycznie nastawiony do życia przedsiębiorca o ludzkiej twarzy. A studio Disneya to niemal fabryka Willy’ego Wonki: rozkoszne miejsce pełne niczym nieskrępowanych, kreatywnych i uśmiechniętych pracowników. Po drugiej stronie barykady staje Pamela Travers: usztywniona, wyniosła i lekko arogancka Brytyjka.

Konflikt pomiędzy tymi dwiema postaciami nie dotyczy więc jedynie różnic w podejściu do opowiadania dziecięcych historii. Przepaść pomiędzy Travers i Disneyem zaakcentowana jest również przez zupełnie odmienne style bycia. Od początku sympatyzujemy z Disneyem, jednocześnie poznając powody, dla których Travers zachowuje się tak, a nie inaczej.

457619_1.1Film Hancocka przedstawia proces twórczy, ukazywany już przez Hollywood wielokrotnie, w najprostszy możliwy sposób. Styl bycia i pisania głównej bohaterki ukształtowało niełatwe dzieciństwo, a ściślej: zmagania z ojcem-alkoholikiem. I tak: wraz z kolejnymi fazami powstawania filmu o Mary Poppins coraz głębiej wchodzimy w sny i wspomnienia Travers, a jej traumy przedstawiane są za pomocą prostych, retrospektywnych zabiegów. Jest to oczywiście psychoanaliza w wersji pulpowej, ale w Ratując pana Banksa doskonale się ona sprawdza i prowadzi do niezwykle satysfakcjonującego finału. Twórcy mocno przeginają tylko w jednym momencie: wprowadzając do retrospekcji pierwowzór postaci Poppins. Ekscentryczna guwernantka z parasolką trzymaną w charakterystyczny sposób to duży zgrzyt i wyraźna rysa na, dość realistycznym, świecie przedstawionym.

457626_1.1Grająca Travers Emma Thompson robi wrażenie, jednak w filmie brylują przede wszystkim mężczyźni. Tom Hanks udowadnia, że jest jednym z tych aktorów, którzy – pojawiając się w scenie – doskonale potrafią skupić na sobie całą uwagę widzów. Świetni są Novak i Schwartzman w roli braci Sherman – kompozytorów disneyowskich soundtracków. Największym zaskoczeniem jest jednak doskonała kreacja Colina Farrella. Portretując ojca Travers, aktor świetnie wyczuł cienką granicę pomiędzy pozorną, odgrywaną przed córkami beztroską i coraz większym brakiem kontroli wywołanym chorobą alkoholową. To chyba najlepsza rola w całej karierze Farrella.

Ratując pana Banksa to produkcja interesująca przede wszystkim jako fabularyzowany making of. I mimo pewnych przesłodzeń i przekłamań (przez trzecią część  filmu Travers przewraca się pewnie w grobie), warto zobaczyć ten zapis czasów, kiedy to fantastyczne celuloidowe światy tworzono za pomocą prawdziwych dekoracji i odgrywanych na żywo choreograficznych numerów, nie zaś technikami animacji komputerowej.

A jeszcze bardziej polecam powrócić do prawdziwej, filmowej Mary Poppins. Najlepiej jeszcze przed seansem Ratując pana Banksa.


Ratując pana Banksa, reż. John Lee Hancock, Australia, USA, Wielka Brytania (2013)

Bartek Przybyszewski

(ur. 1987) – wchłania sporo popkultury, przede wszystkim w postaci komiksów (głównie europejskich), filmów (głównie amerykańskich) i płyt (głównie niepolskich). W wolnych chwilach pisze i rysuje komiksy. Admin fanpage’a Liczne rany kłute. Parę lat temu zrobił licencjat z andragogiki i nie chce mu się robić magistra.