Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Dlaczego warto wrócić do „The Sandman”

Artykuły /

Wiem, że Sandman ma świetną fabułę, jednak nie przebrnąłem przez niego z powodu kiepskiej kreski. Tak powiedział mi kolega, światły człowiek, który zęby zjadł na kulturze wyższej, nie stroniąc przy tym od jej pop-siostry. Dla mnie niewyobrażalnym było, żeby tego klasyka nie znać, zwłaszcza jeśli jest się fanem onirycznych pastiszy pióra Gaimana. Dlatego tym tekstem pozwolę sobie przypomnieć Piaskowego Dziadka, przywołać parę argumentów, dla których warto wycierpieć „kiepską kreskę” oraz zastanowić się nad ogólnym wpływem serii na komiksowy światek, a może nawet szerzej na kulturę. Warto też pamiętać, że filmowcy upodobali sobie dzieła Gaimana: od zadziwiającego Nigdziebądź, przez Gwiezdny pył z Robertem De Niro w roli pirata-transwestyty, po (wiadomość z pierwszej ręki) nadchodzące produkcje na podstawie Chłopaków Anansiego i Amerykańskich bogów.

Pierwszy zeszyt z serii opublikowano w 1989 roku, ostatni w 1996. Przez siedem lat, w siedemdziesięciu pięciu odcinkach (niektóre nawet dostępne w wersji polskojęzycznej) The Sandman zyskał sobie rzeszę oddanych fanów, pochodzących nie tylko z komiksowego kręgu.

Historia obraca się wokół personifikacji Snu, noszącego także imiona Morfeusza czy Piaskowego Dziadka, który na samym początku serii zostaje uwięziony w ludzkiej rzeczywistości, sprowadzając na świat chaos. Dalsze odcinki opowiadają o powrocie Morfeusza do władzy, próbie odzyskania jego atrybutów – hełmu, rubinu i sakiewki z piaskiem, jego rodzinie i panujących w niej konfliktach.

Jego rodzina, przerażający Nieskończeni! To wspaniałe odwzorowanie wszystkiego, co mitologie mówią nam o ludzkiej naturze: Los, najstarszy, żyje w tajemniczym ogrodzie, zna przeszłość i przyszłość; Śmierć, sympatyczna, ubrana w czerń dziewczyna jest najbliższa Morfeuszowi; Pożądanie to złośliwy hermafrodyta; Rozpacz jest bladą grubaską o pustych oczach, a Delirium szaloną dziewczynką z kolorowymi włosami. Jest jeszcze Destrukcja, wbrew żeńskiemu rodzajowi to mężczyzna, syn marnotrawny, który zrezygnował z pełnienia swojej funkcji, porzucił rodzinę. Czytanie The Sandman to gra w skojarzenia: patrząc na głównego bohatera, doszukujemy się wokalisty The Cure, ewentualnie Brandona Lee w The Crow, Lucyfer jest skórą zdjętą z jego wyobrażenia w Raju Utraconym Miltona, Thessaly imię swoje wzięła od greckiej „wyspy wiedźm”.

Historię napędzają postaci, których zwykłe, życiowe dramaty przeplatają się z grą niebios. Wśród nich znajdziemy Barbie, Williama Shakespeara, Nortona I Imperatora Ameryki, Marco Polo czy transwestytę Wandę. Kolorowy tłum pozornie ze sobą niezwiązanych bohaterów okazuje się być poszczególnymi częściami tej samej maszyny. Nie zawsze mają nad nią kontrolę, ale jednak ich role pozostają kluczowe dla jej działania. Piaskowy Dziadek i jego rodzina są łącznikami pomiędzy ludzkością a absolutem, kimś ponad bogami (bogowie w świecie Gaimana żywią się ludzką wiarą), ich obecność w świecie jest koniecznością.

The Sandman doczekał się wielu interpretacji. Większość z nich nawiązuje do czasu, w jakim powstał – burzliwego przełomu lat 80. i 90. Karen Berger, wydawca serii, przyrównała ją do Buszującego w zbożu, nazywając rytuałem przejścia, pozycją, którą musieli przeczytać wszyscy ówcześni nastolatkowie. Po niemal ćwierćwieczu od premiery serii The Sandman pozostaje aktualny i atrakcyjny: zarówno generacja Y, jak i generacja X odnalazły w tej fabule siebie. Kluczowym wydaje się sposób podania poważnej problematyki. W jednej z popularnych analiz znajdujemy cytat: Sandman zadaje etyczne i polityczne pytania: czy lepiej zaakceptować świat takim, jaki jest, i że jego okropny tumult nigdy nie ucichnie? Jeśli tak, to czy powinieneś pracować najlepiej, jak potrafisz? Czy może zrezygnować i postępować według własnego uznania na skraju (społeczeństwa)? Nie wydaje mi się, żeby podtekst był aż tak polityczny. Śnienie jednak stanowi alegorię znanych wszystkim dylematów: marzenia-rzeczywistość, wycofanie-partycypacja, pogodzenie-walka.

Już dwukrotnie wyruszałem w podróż z Piaskowym Dziadkiem, za każdym razem odbywając ją w inny sposób, zauważając nowe, smakowite detale. Poza tym często wracam do pojedynczych rozdziałów, zwłaszcza do wspaniałej, niezwiązanej z główną fabułą miniaturki o Bagdadzie – w senny sposób tłumaczy, dlaczego obraz, który zostaje w głowie po przeczytaniu Baśni z Tysiąca i Jednej Nocy nie ma odbicia we współczesności. Neil Gaiman jest mistrzem snucia opowieści, do tego sam motyw opowiadania jest jego obsesją. Osobiście życzę sobie więcej tak dobrze opowiedzianych historii. Obserwując popularność Gaimana, zastanawiam się nad możliwością ekranizacji, ale przeszkadza mi w tym jedna rzecz – rozmach. Żeby oddać Sandmanowi należny hołd, obraz musiałby być wielomilionową hollywoodzką superprodukcją, co najprawdopodobniej odarłoby go z głębszej warstwy filozoficznej.

Damian Dawid Nowak

(ur. 1989) - urodzony w Tarnowskich Górach, zamieszkały w Warszawie, studiował Philosophy of Cognition, Moral and Value na Uniwersytecie Warszawskim. Pracujący w mediach fan dobrej literatury i jedzenia. Założyciel portalu Good Place Warsaw. W 2014 zadebiutował tomikiem poetyckim pt. "Nieistotne".