Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Dawno, dawno temu w Portland i pewnego razu w stanie Maine

Artykuły /

Sarah Kozzloff pisze, że [p]odczas, gdy nasi przodkowie słuchali ludowych gawędziarzy bądź mędrców […], w dzisiejszych czasach naszą nieustanną tęsknotę do słuchania historii zaspokajamy przede wszystkim zasiadając przy „gadającej skrzynce” w pokoju. Doskonałym przykładem takich opowieści są seriale nowej generacji. Oglądamy je coraz częściej na ekranie komputera, a nie w telewizji, lecz mimo to nadal można te produkcje uznać za nowoczesny odpowiednik tekstów znanych z innych mediów. Nie trzeba chyba wspominać o zmianie statusu serialu telewizyjnego. Dziś w zasadzie mało kto kwestionuje fakt, że oglądanie seriali, które z powodzeniem wychodzą z cienia filmu, stało się czymś na kształt intelektualnej mody. Ośrodki akademickie organizują nawet konferencje naukowe poświęcone fenomenowi tych produkcji – na przykład na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu odbyły się już dwie edycje sesji naukowej „Czas Seriali”, a warszawska SWPS zorganizowała w 2009 roku konferencję „Post Soap. Nowa generacja seriali telewizyjnych a polska widownia”.

Szczególnie ciekawy w świetle zacytowanych wyżej słów Kozzloff jest trend, który możemy zaobserwować w telewizji amerykańskiej. Swoją pozycję ugruntowują na ekranach produkcje, które w mniejszym bądź większym stopniu odwołują się do dobrze znanego, ale raczej nie do końca kojarzonego z telewizją typu opowieści: do baśni. Początków tego „zwrotu baśniowego” możemy doszukać się na przykład w powstaniu takich tytułów, jak Pushing Daisies (w polskim tłumaczeniu Gdzie pachną stokrotki) czy Wanderfalls, których telewizyjny żywot nie trwał jednak zbyt długo, czy też w emisji popularniejszego Supernatural (Nie z tego świata). Wydaje się, że za swoistą kulminację mody na baśnie i baśniowość należy uznać powstanie dwóch produkcji, które zadebiutowały na ekranach wcale nie tak „dawno temu”, bo w październiku 2011 roku, i dość szybko zdobyły całkiem dużą popularność. Mam tu oczywiście na myśli produkowany przez stację ABC Once Upon a Time oraz wyświetlany przez NBC Grimm. Oba seriale na wielu poziomach odwołują się do powszechnie znanych baśni – nie tylko do ich literackich pierwowzorów, ale również do ekranizacji tych tekstów (przede wszystkim tych stworzonych przez Disneya, co jest szczególnie wyraźne w przypadku Once Upon a Time – produkcji wyświetlanej przez należącą do The Walt Disney Company stację ABC) oraz do konglomeratów wielu tradycji funkcjonujących w świadomości zbiorowej. Robią to jednak w zdecydowanie odmienny sposób i również odmienne jest znaczenie elementów baśniowych w obu tych programach.

Główny bohater kryminalnego procedurala Grimm – pracujący w wydziale zabójstw miasta Portland detektyw Nick Burkhardt – w kolejnych odcinkach rozwiązuje kryminalne zagadki, które budzą bardziej bądź mniej oczywiste skojarzenia z powszechnie znanymi baśniami, przede wszystkim – co dość oczywiste – z tymi zebranymi przez Jacoba i Wilhelma Grimmów. Kolejne odsłony programu opierają się więc na przykład na Czerwonym kapturku, Szczurołapie z Hameln, Roszpunce, Jasiu i Małgosi, Złodzieju nad złodzieje, Bajce o dwóch braciach. W pierwszym, wciąż wyświetlanym przez NBC sezonie produkcji, pojawiło się jednak też dużo odcinków, które – wbrew zawartej w tytule sugestii – z baśniami braci Grimm nie mają nic wspólnego. Były to na przykład epizody oparte na Złotowłosej i trzech misiach, bajce o trzech małych świnkach, japońskiej legendzie Jorogumo czy też na Myszach i ludziach Johna Steinbecka.

Oprócz przywołania tekstów zebranych przez Grimmów, tytuł serialu sugeruje również, że sami Jacob i Wilhelm mogą być w tej produkcji ważnymi postaciami. Już w pierwszym odcinku okazuje się jednak, że w świecie przedstawionym programu słowo „Grimm” nie oznacza nazwiska, lecz dotyczy pewnej, przekazywanej najprawdopodobniej dziedziczne, specyficznej zdolności. Grimmowie – a wśród nich, jak się okazuje, także główny bohater programu Nick – są więc osobnikami, którzy zdolni są dojrzeć prawdziwą naturę ukrywających się pod ludzką postacią zmiennokształtnych zwanych Wesen.

Owe kreatury okazują się realnie istniejącymi pierwowzorami znanych baśniowych postaci – zarówno tych tradycyjnie uznawanych za negatywnych, jak i pozytywnych bohaterów. Na ekranie widzimy więc takie stwory, jak na przykład Bludbladen (odpowiedniki złego wilka z baśni Czerwony Kapturek), Mellifers (pszczele stwory nawiązujące do Królowej pszczół Grimmów), Gefrierengeber (stwór walczący swoimi włosami, czyli serialowa wersja Roszpunki sic!), Reinigens (szczurze potwory pojawiające się w odcinku nawiązującym do Szczurołapa z Hameln), Ziegevolk (kozłopodobny Sinobrody) czy Bauerschwein (stwory wzorowane na postaciach trzech świnek). Większość tych istot potrafi opanować swoje zwierzęce instynkty, ale część z nich zagraża bezpieczeństwu innych. Z nimi właśnie musi sobie poradzić bohater serialu, podobnie, jak robili to jego poprzednicy. Nick, w tajemnicy przed współpracownikami, korzysta więc z odziedziczonych po przodkach broni, a także opisów i ilustracji stworów, by unieszkodliwić te z nich, które stanowią zagrożenie.

Obecne w serialu baśniowe elementy – a więc przede wszystkim opisane wyżej postaci wraz z towarzyszącym im rekwizytorium, ale też dość powierzchownie przywoływane i mocno przekształcone baśniowe fabuły – nie służą już pocieszeniu, jak w przypadku tradycyjnych baśni wykazywał Bruno Bettelheim, ani też nie są ściśle związane z określonym biegiem wydarzeń, jak w ujęciu strukturalistycznym. Zamiast tego stają się one estetycznymi wyznacznikami groźnej i mrocznej baśniowości serialu, która – odwrotnie, niż w znanych nam z dzieciństwa opowieściach – służy przede wszystkim straszeniu odbiorcy (co doskonale współgra z tym, że Grimm to serial bądź co bądź kryminalny). Produkcja, którą, jak wspomniałem na początku, można uznać za kulminację mody na baśnie i baśniowość, zostaje więc w zasadzie wyzuta z tego, co, wydawać by się mogło, w baśni najważniejsze: rozgrywających się w określonym porządku wydarzeń, które mają odbiorcy przynieść „cudowne i pożyteczne” rezultaty. Serial telewizyjny jest jednak innym medium, niż tradycyjna baśniowa opowieść. W tym przypadku intertekstualne gry prowadzone z Grimmami i za pomocą Grimmów służą zbudowaniu spójnego uniwersum, które korzystając z mrocznej, ale baśniowej estetyki, okazuje się idealnym miejscem dla rozwoju kryminalnych fabuł.

Całkowicie inną propozycją jest Once Upon a Time. Serial opiera się na nie tak nowym (bo znanym np. z filmu Zaczarowana czy serialu z lat 80. The Charmings) pomyśle przeniesienia postaci baśniowych do rzeczywistości współczesnych Stanów Zjednoczonych. Jak mówią pierwsze słowa produkcji, dawno, dawno temu był sobie Zaczarowany Las, wypełniony wszystkimi postaciami, które znamy. Albo myślimy, że znamy. Pewnego razu zostały uwięzione w miejscu, gdzie skradziono wszystkie ich szczęśliwe zakończenia. W naszym świecie. Jak do tego doszło? Oto zła królowa – aby ukarać Śnieżkę i wszystkich innych dobrych bohaterów znanych z baśni – rzuca na nich klątwę i przenosi do małego miasteczka Storybrooke, gdzieś w stanie Maine, które staje się hermetycznie zamkniętym mikroświatem – nikt nie może się z niego wydostać, ani też nikt z zewnątrz (poza mającym „odczarować” bohaterów wybrańcem) nie może do niego przeniknąć. Postaci zapominają o swoich dawnych tożsamościach i zostają uwięzione w miejscu, w którym czas nie posuwa się do przodu, a oni, nie zauważając tego, żyją nudnym życiem „zwykłych ludzi”, rządzeni przez despotyczną panią burmistrz, czyli złą królową we własnej osobie.

W serialu, który na poziomie fabuły rozciągniętej na cały sezon opowiada o przybyciu do Storybrooke „wybrańca” – początkowo nieświadomej niczego Emmy, która jakoby jest mającą zdjąć klątwę córką Śnieżki i Księcia – mamy do czynienia z dwiema płaszczyznami czasoprzestrzennymi. Pierwszą z nich jest Zaczarowany Las, w którym rozgrywają się baśniowe biografie bohaterów. Drugą płaszczyznę stanowi współczesne widzom Storybrooke. W produkcji, w sposób analogiczny do narracji zastosowanej w stworzonym wcześniej przez producentów Once Upon a Time serialu Lost, obserwować możemy rozgrywające się „dziś” wydarzenia – których motorem jest właśnie Emma – przeplatane migawkami z życia bohaterów „sprzed katastrofy”.

W „świecie bez magii” Czerwony Kapturek, teraz znany jako Ruby, jest pracującą w lokalu U babci dość wyuzdaną kelnerką w czerwonym stroju i z nieodzowną czerwoną szminką. Śnieżka okazuje się nieśmiałą nauczycielką – Mary Margaret, a dziennikarz lokalnej gazety „The Daily Mirror” to zaczarowane lustro złej królowej. Z kolei biografie opowiadane na planie świata baśniowego w dużej mierze opierają się na elementach znanych z popularnych opowieści, ale są także w znaczny sposób rozbudowywane. Dowiadujemy się na przykład, że krasnoludka Gburka znano niegdyś jako Marzyciela, ale zmieniła go niespełniona miłość, demoniczny Rumpelstiltskin był kiedyś pragnącym ocalić syna biednym rolnikiem, a sama Śnieżka nie jest tak jednoznaczna moralnie, jak się to może wydawać. Specyficzną odmianą tego typu zabiegu jest kontaminowanie wątków z różnych baśni w biografii jednego bohatera baśniowego. I tak duch zaklęty w magiczne zwierciadło złej królowej był wcześniej zakochanym w niej dżinem z cudownej lampy, a Rumpelstilstskin to także tytułowy bohater historii znanej z Pięknej i bestii oraz (sic!) osoba, która w miejsce matki chrzestnej „prowadzi” Kopciuszka na bal. W ten sposób bohaterowie zyskują swoistą głębię osobowości, której nie posiadali jako postaci baśniowe, bo i nie było im to potrzebne. W tradycyjnych baśniach poszczególne postaci musiały być silnie spolaryzowane, dobre bądź złe, aby dziecięcy odbiorca łatwiej mógł dokonać identyfikacji z pozytywnym bohaterem i odrzucić negatywnego. Inaczej jest zaś w serialu telewizyjnym, którego adresatami są przede wszystkim dorośli. Dopowiadanie biografii sprawia, że widzom łatwiej zrozumieć  działania bohaterów, którzy – tak, jak w „prawdziwym życiu” – nie są już jednoznacznie „czarni” bądź „biali”, a ich działania stają się uzasadnione.

Trzeba wreszcie przejść do tego, że, wbrew temu, co mówi narrator na początku serialowej historii, baśniowym postaciom w Storybrooke nie odebrano szczęśliwych zakończeń, a wręcz przeciwnie. To opowieści rozgrywające w Zaczarowanym Lesie nie kończą się dobrze. Jaś i Małgosia nie znajdują drogi do swego ojca, Kopciuszkowi zostaje odebrany wyśniony książę, niespełniona miłość popycha krasnoluda Marzyciela do przemiany w Gburka i tak dalej. Tymczasem w Storybooke, za sprawą przybycia Emmy do miasta, baśniowe dobre zakończenia zostają bohaterom zwrócone. Para dzieci ukrywających się przed opieką społeczną odnajduje ojca, który nie miał pojęcia o ich istnieniu, ciężarna dziewczyna – Kopciuszek – wbrew wszystkiemu decyduje się zachować dziecko i wraca do niej ukochany, a  gburowaty bywalec barów odnajduje w swym sercu zapomniane dobro. Szczęśliwość tych zakończeń opiera się nie na rekwizytorium znanym z baśni, ale na dochodzeniu do nich dzięki swoim własnym działaniom. W ten sposób, odzierając historie z cudowności, serial zachowuje naczelną zdaniem Bettelheima cechę baśni – pocieszenie. Sęk w tym, że dzięki psychologizacji bohaterów i zmianie formy jest ono tym razem niesione nie dzieciom, a dorosłym.

Serial koresponduje zatem z baśniami na wyższym poziomie, niż robi to Grimm. Nie ogranicza się bowiem do czysto estetycznego wykorzystania treści baśniowych, lecz czyni z idei kompensacji i pocieszenia wpisanej w te teksty swoją część konstytutywną. Niemal jednoczesne pojawienie się na ekranach telewizorów tych dwóch propozycji, choć różni je wiele, jest zdecydowanie symptomatyczne. Można chyba z dużą dozą pewności stwierdzić, że telewizyjne baśnie są w modzie. Świadczy o tym nie tylko powstanie wspomnianych produkcji, ale też fakt, że dwie staje telewizyjne – ABC i CW – zamówiły na nadchodzący sezon własne wersje Pięknej i Bestii. Nie są to już oczywiście te same historie, które dobrze znamy z dzieciństwa, a pochodzące z nich motywy z poziomu aksjologii czy fabuły często przenoszą się do dziedziny estetyki. Baśnie i baśniowość mają się jednak dobrze i wciąż cieszą się w kulturze masowej popularnością. Kto wie, czy nie największą od lat.

 

Tekst zawiera fragmenty referatów wygłoszonych podczas konferencji naukowych „GRIMM2 – POTĘGA DWÓCH BRACI. W dwusetną rocznicę pierwszego wydania Kinder- und Hausmärchen” (Warszawa, 16–17.03.2012) i „Drugi Czas Seriali. Festiwal seriali amerykańskich” (Poznań, 27–28.03.2012).