Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

„Burdel i nieporządek bardziej do mnie przemawiają”. Wywiad z Tomaszem Łaptaszyńskim

Rozmowy /

Na pierwszym planie fragment ogromnej kolumny jońskiej, tuż obok baner reklamowy Coca-Coli, a w tle, na dachu typowego polskiego bloku w pastelowym kolorze, powiewa biało-czerwona flaga. Brzmi jak dobrze pomyślany kolaż, ale ten widok zaistniał naprawdę. Tak samo jak sfinks z dostrzegalnym dalej bocianim gniazdem na słupie elektrycznym czy koń trojański, stojący w śniegu tuż obok traktora. Z pomocą takiej uroczej ironii, ledwie dostrzegalnym zarysem uśmiechu w kąciku ust, Tomasz Łaptaszyński opowiada widzom o polskim zauroczeniu antykiem. Epoką, która w sensie materialnym nigdy nie sięgnęła granic dzisiejszej Polski. Pochodzący z Łodzi fotograf pewnego dnia postanowił, że zbada antyczne odniesienia we współczesnej przestrzeni, nie wiedząc jeszcze, że przyjdzie mu zjechać niemal cały kraj. Jego zdjęcia dalekie są jednak od pocztówkowej formuły fotografii do albumu albo suchej dokumentacji rzeczywistości. Precyzyjnie skomponowane warstwowe kadry nadają całemu projektowi wydźwięk iście literacki, a za wieloma z nich stoi jeszcze narracja twórców i właścicieli sfotografowanych artefaktów. Tak wygląda „A!”, czyli wizualna opowieść, którą można odczytywać na wiele sposobów.

Kolumna

Jak zrodził się pomysł na wykonanie takiego projektu?

Ostatnio próbowałem sobie sam na to odpowiedzieć, bo niestety jakoś tak to w odmętach już się zgubiło. Na pewno ma to swoje początki w tym, że studiowałem historię antyczną sporo lat temu. Narastało to po trochu i w pewnym momencie, to był chyba listopad parę lat temu, dostałem link od znajomej. Podesłała mi zdjęcia baru „Faraonka”, przy trasie pod Piotrkowem Trybunalskim. Stał przy nim sfinks, były różne kolumny, dziwne rzeźby w śniegu. Postanowiłem tam pojechać w zimę, już chyba nawet z takim planem, że to jest dobra idea, żeby spróbować tę historię pokazywać przez współczesne odniesienia, przez to, co teraz z tego mamy. Po pierwszej wizycie z kilku filmów nic mi nie wyszło, do dzisiaj nie wiem czemu. Trochę byłem załamany, może dlatego, że to były slajdy średnioformatowe, aparat był nowy, dopiero co przyjechał do mnie z zagranicy i musiałem coś popaprać. No ale pomysł wtedy zaczął nabierać jakichś realnych kształtów, zacząłem szukać głównie w Internecie, przez różnych znajomych i okazało się, że w Polsce jest bardzo dużo różnych antycznych odniesień.

Na początku ten temat był pomyślany tak, żeby zebrać wszystko, co się tyczy antyku, łącznie z jakimiś wydarzeniami: pokazami jazdy rydwanów, festiwalami, grami. Dopiero po jakimś czasie postanowiłem skupić się na takim wąskim fragmencie, który odnosi się tylko do przestrzeni, w której żyjemy Na początku bardzo chciałem wzmocnić jeszcze efekt tego antyku w naszym kraju, dlatego fotografowałem zimą, w śniegu. Sporo zdjęć jest śnieżnych, co powoduje jeszcze mocniejszy dyskomfort w odbiorze. Już ponad 2 lata nad tym pracuję i wiosną 2015 roku chcę ten projekt zamknąć.

Sfinks

W wywiadzie dla „Dreck Magazine”, w odpowiedzi na pytanie o to jak się panu w Polsce żyje, użył pan cytatu z Andrzeja Stasiuka, mówiąc, że „w tej części Europy wszystko wygląda jakby miało się zaraz rozpaść, ale jakoś tak się nie dzieje”. Czy taka stasiukowa Polska pana czaruje?

Na pewno tak. Kiedy jadę na zachód, mam poczucie, że jest zbyt czysto, zbyt sterylnie. To jest głęboko we mnie – wolę mieć ten burdel, ten nieporządek, który mamy dookoła siebie. Cały czas na niego narzekam, ale jednak jakoś bardziej do mnie przemawia. Widzę jak to odchodzi, nawet na przykładzie mojego miasta, Łodzi. Praktycznie w ciągu ostatnich lat zaczęło się tutaj bardzo dużo zmieniać po okresie zastoju, co powoduje, że kiedy fotografuję jedną rzecz, a tydzień później już jej nie ma. W przypadku projektu antycznego dużo miejsc, które sfotografowałem albo zniknęło, albo istnieją w całkiem zmienionej formie. A to są tylko zdjęcia, które robię od dwóch lat i naprawdę dużo rzeczy przestało istnieć. Do tego taka tęsknota, która dominuje moją naturę jednak przekłada się na moją fotografię. Chcę to uchwycić, żebym mógł jeszcze kiedyś spojrzeć na to wszystko, co znika. Będzie gładkie, piękne, śliczne…

No właśnie. Pana zdaniem polski folklor w tej formie ginie czy restauracji w kształcie piramid przybywa?

Sądzę, że ginie, bo na przykład większość tych restauracji już jest zamkniętych. Ludzie coraz głośniej się z tego śmieją, co oczywiście jest pierwszą reakcją, jak się to widzi. Ten bar, o którym mówiłem, pomiędzy Tomaszowem a Piotrkowem, działał jeszcze wiosną 2012 roku, a w sierpniu tego roku już był zamknięty. Jednym z miejsc, które nadal istnieje, jakoś sobie radzi, jest bar „Odyseja” pod Łodzią, który był jednym z pierwszych miejsc, jakie odwiedziłem. Powoli się rozpada, widać, że już tam nie ma takich pieniędzy, jakie były na początku, kiedy właściciel sobie wymyślił żeby zbudować rzecz z kosmosu. Bo tam jest koń trojański, kilka sal, z których jedna jest salą już nie związaną w żaden sposób z antykiem – salą jaskiniową. Są stalaktyty, nietoperze i można tam nawet zjeść ich oryginalne danie nawiązujące nazwą do kultury Sumerów, które spożywa się gołymi rękoma. Ale biznes już się nie kręci tak, jak się kręcił parę lat temu. Do takich rzeczy trzeba podchodzić z dystansem. W tym całym bajzlu i burdelu, który mam wokół siebie, zamiast narzekać, wolę wyłapać perełki, z których mogę mieć satysfakcję.

Jakie są reakcje na pana fotografie? Czy ktoś już zapytał „po co pan fotografuje takie szkaradztwa?”

To jakie są reakcje, zależy od tego, kto ogląda te zdjęcia. Sądzę, że w przypadku wielu fotografii wygląda to tak, że gdy są one pokazywane szerszej publiczności, czyli na przykład pojawią się w zwykłym medium o krajowym zasięgu, to większość komentarzy stanowią oczywiście wyrazy zniesmaczenia i zdziwienia, dotyczące tego, że nie warto w ogóle poświęcać temu tematowi czasu. Jest to dla mnie zrozumiałe, bo nie tęskni się za takimi widokami. Natomiast gdy zdjęcia pokazuje się bardziej sprecyzowanym grupom
docelowym: osobom zajmującym się fotografią dokumentalną czy zainteresowanym antykiem i historią, to budzi to często zaciekawienie. Zazwyczaj ludzie są zaskoczeni tym, że tyle tego jest, że to w ogóle istnieje w Polsce, że wszedłem na taką ścieżkę, poszedłem tym tropem i znalazłem takie rzeczy, bo każdy koło tego tylko przechodzi. Czasami coś takiego zobaczy, ale nie będzie tego szukał.

Rozmawiał pan z częścią twórców tych obiektów. Czemu ludzie tworzą takie rzeczy?

Jest jedna, większa grupa, która ma podobny cel – budowniczy piramid. Większość z nich wierzy w różne energie kosmiczne, które się w piramidach kumulują i dzięki temu oni będą piękni, zdrowi i będą długo żyli. Z podobną myślą budowana była między innymi restauracja w Bolesławcu i większość piramid zbudowanych na ogródkach działkowych. Gdzieś zawsze pobrzmiewa w tle właśnie taka przyczyna przy budowie hoteli-piramid. W Polsce mamy chyba sporo obiektów w tym kształcie. W przypadku barów i restauracji taki kształt jest na pewno wyrazem poszukiwania swojego charakteru, próbą wyróżnienia się i akurat coś takiego przychodzi twórcom do głowy. Z kolei właściciel tego obiektu „Odyseja” spod Łodzi dał jasno i wyraźnie do zrozumienia, że po prostu chciał zbudować to, co kiedyś odwiedził na świecie. Większość zdjęć rzeźb zrobiłem natomiast w miejscach, gdzie ludzie produkują je na sprzedaż – ktoś to po prostu kupuje.

Boleslawiec

Jest też kategoria rzeczy, które są dla mnie najdziwniejsze, czyli prywatne domy w odpowiedni sposób upiększane. Już nie jeżdżę do każdego, który postawił sobie kolumnę koryncką, bo oglądam to na okrągło, jest tego bardzo dużo. Koło Lwówka Śląskiego znajduje się jednak taki specyficzny przypadek, gdzie ktoś zaczął sobie budować dom, ale nie skończył go, więc są same mury. Postawił jednak kilka kolumn, tylko te kolumny wszystkie zbudowano do góry nogami. Budowlańcy nie mieli dobrego projektu albo nie wiedzieli co stawiają, więc kapitele są na dole. Gdzieś na Pomorzu przypadkiem zobaczyłem nowy dom, w którym są stawiane kolumny tego typu. I to nie tak, jak w architekturze nowożytnej, gdzie występują te wszystkie wzory antyczne, lekko, czasami mocniej przetworzone, tylko tak po prostu żywcem wzięte i strzelone. Będzie lepiej, będzie ładniej wyglądać.

Piramida

Zdjęcie, które zawsze stawiam na początku całej tej serii, to taki wielki mural z piramidami i słońcem nad nimi. Powstawały około 10 lat temu, czyli jeszcze przed falą tych współczesnych murali, które zalały nasze miasto. Niestety nie znam powodów jego namalowania. Od dowiadywania się skutecznie odwiódł mnie Filip Springer, który już na potrzeby swojej książki Wanna z kolumnadą zaczął rozmawiać z przedstawicielami spółdzielni, bo też go te rzeczy interesowały. Powiedział mi, że tak zakończyła się ta rozmowa, że raczej nie mam już czego tam szukać.

Kon

Kiedyś powiedział pan, że naszą specjalnością są konie trojańskie.

No tak, zapomniałem o nich. Jest ich sporo. Każdemu polecam rozpoczęcie oglądania „antyku” od wizyty w Parku Mitologii w Zatorze niedaleko Krakowa. Tam na wodzie są rzeźby, które się ruszają, mówią, pływa się taką łódką i poznaje się po trochu mitologię. Wygląda to jak wygląda, ale jest tam też koń trojański, do którego można wejść do środka. Pod Szczekocinami w województwie śląskim ktoś postawił konia trojańskiego koło normalnej restauracji przy drodze, nie mam pojęcia z jakiego powodu. Najbardziej zadziwiający jest jednak olbrzymi koń trojański znajdujący się na Pomorzu. Nie wiem, ile on ma metrów, ale chyba ze 20. Stoi w szczerym polu, otoczony palisadą. Byłem tam już dwa razy, ale zdjęcia mi z niego najlepsze nie wyszły. Niestety trudno mi mówić o powodach budowy koni. Pan, który skonstruował tego na Pomorzu, wcześniej stworzył cały wojskowy fort rzymski. Odwiedzały go wycieczki, można było się wielu rzeczy nauczyć, ale były tam chyba jakieś problemy z własnością gruntu i trzeba było to zlikwidować. Dzisiaj zostały tylko pozostałości nasypów ziemnych, które mogą świadczyć o tym, że był tam fort, więc to już jest
– można powiedzieć – zagadnienie archeologiczne. Teraz się jedzie i nie widzi się niczego
z drewna, ale archeolog znalazłby tam ślady obozu rzymskiego nad Bałtykiem.

Zator

Wymienia Pan bardzo wiele miejscowości. Czy to znaczy, że możemy takie rzeczy spotkać wszędzie na prowincji w Polsce, czy trzeba pojeździć dalej?

Trzeba pojeździć. Sporo rzeczy spotkałem w drodze, bez planowania, ale były to raczej mało okazałe przypadki. Na przykład sklep z antykami, który przy trasie wystawił wielkiego, kamiennego sfinksa. Głównych atrakcji nie znalazłem jednak przez przypadek. Nie mogę też powiedzieć, że ten projekt dotyczy tylko prowincji, bo na najwięcej okazów natrafiłem w Warszawie. W Łodzi, jako że stąd jestem i mam tu najlepsze rozeznanie terenu, też znalazłem ich dużo, a to w końcu nie jest najmniejsze miasto. Poza miastami jest to porozrzucane po całym kraju. Najbardziej zagadkowe jest to, że wschodnia Polska jest jakoś tego pozbawiona.

Czy nie jest trochę tak, że te elementy antyczne wprowadzone do polskiej przestrzeni stały się jej unikalną specyfiką, takim polskim regionalizmem?

Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ gdy zacząłem te wszystkie odniesienia grupować, stwierdziłem, że jest tego sporo. Po przejechaniu wielu kilometrów po tym kraju, mam przekonanie, że nie spotkalibyśmy więcej nawiązań do antyku niż, dajmy na to, do polskiego średniowiecza. Ilość różnych nawiązań mnie trochę zaskoczyła, na pewno jest tego więcej niż na początku myślałem. Wiele osób proponowało, żebym rozszerzył projekt na inne kraje, ale w Polsce specyficzne jest to, że tutaj po prostu tych rzeczy nigdy nie było. Oczywiście granice Cesarstwa Rzymskiego, kultury klasycznej, tu nie sięgały. Do wymiany myśli i migracji ludzi na pewno dochodziło, ale nie mieliśmy tu obozów wojskowych, żadnych miast, a już na przykład na Słowacji obozy rzymskie były. Na zachodzie jest trochę artystów, którzy jakoś próbują w podobny sposób ujmować ten temat przez współczesne odniesienia, ale jak ktoś to robi we Francji albo nawet w Egipcie, to nie ma tego wymiaru. Tam jest to jakaś kontynuacja, przetworzenie własnej kultury, własnych wątków. My nie mamy tu czego przetwarzać, bo u nas takie bezpośrednie nawiązania do antyku można było znaleźć w pierwszych kronikach, gdy wszyscy „pochodziliśmy” od Aleksandra Wielkiego.

Swiatynia

Jedno zdjęcie jest wyjątkowo ciekawe –jaką funkcję pełni ten budynek?

To jest bardzo ciekawa rzecz, znajduje się w Niemodlinie w województwie opolskim. Na zdjęciu widzimy stan budynku z ubiegłego lata. Wtedy nikogo tam nie było, stało zamknięte, pogoda była straszna, zdjęć zrobiłem sporo, jedno mi jako tako wyszło. W tym roku wróciłem, bo znowu tamtędy przejeżdżałem, będąc chwilę wcześniej w jednej z najlepszych piramid, jakie widziałem. Pojawił się tam jakiś pan, budowla się całkowicie zmieniła. Ma na górze kopułę, której projekt wprowadza lekki dyskomfort – jest tam krzyż wpisany w Gwiazdę Dawida. Pojawiła się także przyczepa kempingowa z napisem „Stach” i trzy krzyże z tyłu. Na tyle budynku wypisany jest cały Dekalog, więc były to już jakieś odniesienia judeochrześcijańskie. Fotografowałem to, dlatego że zainteresowały mnie palmy i piramidy. Pojawił się też mały diabeł, który gdzieś tam pod jedną z piramid jest namalowany. Pan, którego tam zobaczyłem, zaczął z nami rozmawiać, a Justyna, z którą większość tych miejsc odwiedzam, zapisała cytat. Okazało się, że on to buduje od kilku lat dla jakiegoś człowieka, który – jak to stwierdził – nie chce, żeby już były wojny na świecie między Palestyńczykami i Izraelczykami, i tutaj będzie kult wszystkich religii w jednym. To ma być świątynia wszystkich religii i wszyscy będą tam tworzyć pokój na Ziemi. Budowa zmierza do końca, będzie pewnie otwarte, mam zamiar się tam jeszcze pojawić, może w przyszłym roku. Nawet jak zakończę ten projekt a będę gdzieś w okolicy, to na pewno tam przyjadę. Zresztą po zamknięciu projektu coś oczywiście będę próbował z nim dalej zrobić, najlepiej byłoby go jakoś opublikować w trwalszej formie, ale zobaczymy jak to wszystko się potoczy.