Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Bound! But to what? (Kanye West „Bound 2”)

Artykuły /

Kanye West musiał niedawno odwiedzić Kraków. Z pobytu w mieście o głębokiej tradycji artystycznej muzyk zapamiętał przede wszystkim obrazy sprzedawane pod Bramą Floriańską. Feeria barw i bajecznych tematów wywarła na nim tak wielkie wrażenie, że postanowił zrobić teledysk w podobnej stylistyce. Tak narodził się klip do Bound 2 (Explicit).

Po tym wstępie miała nastąpić okraszona odniesieniami do rozmaitych obrazów analiza tego powodującego opad szczęki video. Nic z tego. Wpisałam sobie tytuł w wiki, żeby wyszukać jeszcze jakieś anegdoty, które ubarwiłyby tekst, i okazało się, że klip wyreżyserował Nick Knight z SHOWstudio. O nie, tak się bawić nie będziemy! – pomyślałam i postanowiłam wziąć się za bary z tym cudem.

Trzeba zacząć od przybliżenia postaci Knighta. Brytyjczyk, odznaczony za swoją działalność Orderem Imperium Brytyjskiego, jest jednym z czołowych fotografów mody na świecie. Współpracował z takimi projektantami jak choćby Yohji Yamamoto, Christian Dior, Calvin Klein, Yves Saint Laurent i Alexander McQueen. Jego kampanie to wyszukane wizualnie projekty, nowatorskie formalnie i wysmakowane artystycznie. W 2000 roku pod jego wodzą ruszyła platforma internetowa SHOWstudio.com. Knight tłumaczy jej powstanie niechęcią do dystansu między twórcą a dziełami (stale obecnym w galeriach) oraz potrzebą propagowania nowego medium mody, jakim jest fashion film. Ubrania tworzy się po to, by je noszono, zawsze ogląda się je w ruchu. Zgodnie z zasadą „forma wynika z funkcji”, najlepiej pokazać strój w ruchu, bo wtedy najwyraźniej uwidaczniają się intencje projektanta [Nick Knight, Refleksje na temat fashion film, Miesiąc Fotografii w Krakowie 2013 (katalog)]. Od czasu powstania SHOWstudio działania Knighta koncentrują się głównie na tworzeniu nowych filmów. Szczególnie głośno zrobiło się o Brytyjczyku przy okazji stworzenia kampanii dla Alexandra McQueena i wyreżyserowania teledysku Lady Gagi. Doskonałą okazją do zapoznania się z twórczością Knighta była wystawa retrospektywna SHOWstudio goszcząca w Angel Wawel przy okazji zeszłorocznego Miesiąca Fotografii. Sam Knight pewnie nie pochwaliłby takiej formy promocji jego działań, ale trzeba przyznać, że ekrany umieszczone w rozsypujących się wnętrzach budynku dawnego Towarzystwa Dobroczynności sprzyjały swobodnemu odbiorowi i nie wytwarzały tak nielubianego przez artystę dystansu. Mogła go natomiast wprowadzać forma filmu: czasem niezwykle wyrafinowana estetycznie lub ostentacyjnie agresywna, niekiedy zespolona z psychodelicznym techno. Obrazy tworzone przez Knighta nigdy nie schodzą poniżej pewnego poziomu wytworności, który oddaje luksus kreacji haute couture. Brytyjczyk ma bardzo klarowną wizję swojej sztuki i każdy zabieg użyty w filmach jest dogłębnie przemyślany. Nawet jeśli sięga do jawnie kiczowatej stylistyki (jak w przypadku kampanii Diora jesień/zima 2003/2004).

William Bouguereau „Les Oréades”

Postaci Kanye Westa chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. I on (podobnie jak Knight) świadomie kreuje swój artystyczny image, bawiąc się łączonymi wedle własnego uznania konwencjami. Grunt, by podkreślały doskonałość tego słynącego z pokory artysty. Oczywiście, uśmiech pojawia się automatycznie na widok złota kapiącego z klat czy dłoni, ale nie można teledyskom Westa zarzucić braku profesjonalizmu czy interesujących wizualnie rozwiązań, jak np. w grającym wizerunkiem eleganta Runaway czy turpistycznym Monster. Prezentują one (gdy koncentrujemy się wyłącznie na wizualnej stronie oeuvre rapera) przekrój stylistyk od Sasa do lasa, wykazując nawet podobieństwo do akademickiego malarstwa XIX wiecznego.

Słowem – odpowiadają stylistycznie „otoczce” towarzyszącej tworzonej przez Westa muzyce, zawierając dużą dozę przesady (sygnety, forsa, nagość etc.). Przesada ta mieści się jednak w granicach, że tak to ujmę, „normy stylu”. Zaś klip-żart, żenujący czy zabawny, powstał z przymrużeniem oka. Przewrażliwiony na swoim punkcie raper kształtuje zatem zręcznie wizualną oprawę muzyki, nie popadając w śmieszność. A przynajmniej: nie popadając w nią umyślnie.

Skąd więc nagle teledysk z widokami rodem z kalendarza wiszącego w kantorku szkolnego pana konserwatora? Istnieje kilka możliwości. Primo, czyżby Bóg, który wystąpił gościnnie w trzecim utworze na najnowszej płycie, zabełtał artyście błękit w głowie? Secundo, czy Kanye dał się zrobić Knightowi w konia, mało, w stado białych koni galopujących przez potok? I tertio, może Nick Knight uznał turbokiczowatą stylistykę za jedyną właściwą dla piosenki, która w tekście ma takie perły jak:

I want to fuck you hard on a sink

After that, I need somethin’ to drink

lub:

One good girl is worth a thousand bitches

Czego tu nie ma! Góry, lasy, orzeł i konie w slow motion; dalej West na nieruchomym motorze naklejonym na tło gór i crème de la crème (pour les hommes) – jego narzeczona w stroju Ewy, prezentująca swoje niewiarygodne atuty (główny temat debaty w komentarzach na Youtubie). Cały zestaw klisz, którymi posługuje się kultura wizualna, by w banalny sposób mówić o miłości. Korzeni takiego tandetnego obrazowania należy szukać w malarstwie romantyzmu, kiedy to pojawiły się przedstawienia samotnych postaci na tle opustoszałego krajobrazu czy tzw. pejzaż romantyczny, odbijający uczucia jednostki wobec świata lub Boga. Tego typu widoki, w barbarzyńsko strywializowanej formie, nadal cieszą się sporym powodzeniem. Wystarczy podejść pod wspomnianą Bramę lub przyjrzeć się temu, co wisi na ścianach w niektórych bankach, hotelach czy salonach kosmetycznych. Gros pościelówek czy łzawych ballad zostało na Youtubie okraszone „klipami” zmontowanymi z grafik z jednorożcami, tęczami etc. Tłumaczy to pojedyncze słowa aprobaty dla omawianego video. Internauci głównie prześcigają się jednak stawianiu kategorycznych WTF?????, natomiast dziennikarze zatrzymują się na zadaniu pytania, czy to jest sztuka, czy czegoś nie rozumiem?. Żadnej wypowiedzi Knighta ani Westa na temat klipu zaś nie znalazłam.

Niestety, chyba muszę się poddać. Nie jestem w stanie dojść do żadnej zadowalającej konkluzji. Nie pomaga mi nawet wiedza, że Bound 2 jest drugim singlem promującym najnowszy album Westa Yeezus, który zainspirowała lampa projektu Le Corbusiera, podziwiana przez Westa wielokrotnie na wystawie designu w Luwrze. Fascynacja architekturą i wnętrzami projektowanymi przez Francuza miała wpłynąć na znaczne uproszczenie stylu Westa, tak muzycznego, jak i „medialnego”. Faktycznie – płyta nie miała praktycznie żadnej kampanii, okładka jest przezroczysta, podkreśla się często surowość brzmienia nowych utworów. Wyłączając najbardziej soulowy utwór zamykający płytę, czyli Bound 2. No dobrze, ale co zrobić z teledyskiem?!

Żart czy nie – teledysk do Bound 2 (Explicit) jeszcze długo będzie mi wiercił dziurę w brzuchu. Jedyne, co teraz mogę, to pośmiać się wraz z Jamesem Franco i Sethem Rogenem. Ich też urzekł oryginał.

O dziwo, West zareagował na ich wersję śmiechem, a nie pozwem sądowym. Co oznacza, że prawdopodobne jest jeszcze czwarte wyjaśnienie takiego, a nie innego kształtu klipu. Mianowicie: teledysk był zamierzoną satyrą na konwencjonalne przedstawianie miłości. W tym przypadku za punkt odniesienia obrałabym teledyski z początku lat 90., wykorzystujące romantyczne przestrzenie, w których rządzi Bon Jovi. Drugi kontekst tworzą zaś zmysłowe klipy wyreżyserowane przez Herba Rittsa (podobnie jak Knight fotografa mody): kultowy Wicked Game z 1989 roku oraz późniejszy o trzy lata In The Closet. W Bound 2 znajduje odzwierciedlenie również motyw drogi, tak ważny dla kultury amerykańskiej. Brakuje mi jedynie wisienki na torcie, czyli Westa grającego na instrumencie w samym środku pustkowia. Cóż, ograniczył się do gry na kobiecie – jak to nazywa mój kolega. I to jadąc na motorze!

Jeśli powyższe przypuszczenia są słuszne (a skłaniam się ku temu, gdyż, jak wskazywałam na początku tekstu, za teledysk odpowiada dwójka artystów z wysokiej półki), to duet Knight-West stworzył bezbłędny pastisz typowego romantycznego obrazka. Przytoczone fragmenty tekstu piosenki także obnażają ironię w podejściu do wyrażania słodkich uczuć. Gest Franco i Rogena staje się więc bezzasadny, gdyż oryginał jest najlepszą, kompletną wersją. Można się bawić porównywaniem Explicit i Vague, ale Knightowi i Westowi i tak należą się brawa.