Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Bomba zegarowa, która nigdy nie wybucha („Wszyscy wiedzą”)

Recenzje /

Twórczość Asghara Farhadiego, na początku bardzo mocno osadzona w irańskich realiach (np. Tańcząc w pyle czy Perski Nowy Rok), stopniowo kierowała się na zachód. Irańczyk, zamiast cytować rubajaty Omara Chajjama, z powodzeniem sięgał po teksty kultury zrozumiałe dla europejskiego lub amerykańskiego widza. W Co wiesz o Elly wyczuwalne są echa Przygody Antonioniego, przedostatni Klient bazuje na Śmierci Komiwojażera Arthura Millera (choć nie jest pozbawiony aluzji do klasyki irańskiej nowej fali: filmu Krowa). Na tym tle realizacja filmu w Hiszpanii wraz z gwiazdorską parą: Penélope Cruz i Javierem Bardemem, jawi się nie tyle jako ekstrawagancja dwukrotnego zdobywcy Oscara, ile naturalna konsekwencja obranej drogi. Niestety podobnie jak w przypadku Przeszłości, której akcja rozgrywa się w Paryżu, zmiana klimatu nie posłużyła perskiemu reżyserowi.

W pierwszych ujęciach Wszyscy wiedzą widzimy wnętrze wieży kościelnej: mechanizm zegara, dzwonnicę, wyfruwające gołębie. Na tarczy widoczne jest pęknięcie – zapowiedź mającej nadejść katastrofy. Zanim jednak nieunikniona tragedia się wydarzy, kamera przenosi nas do raju. Drogę przez skąpane w słońcu winnice przecina samochód kierowany przez Laurę (Penélope Cruz), która razem z dziećmi wraca z Buenos Aires do rodzinnej miejscowości na wesele siostry. Mąż Laury z powodu niewyraźnie zarysowanych problemów w pracy, musiał zostać po drugiej stronie globu. Nie przypadkiem Farhadi umiejscowił akcję filmu na wsi. W małej społeczności wszyscy wiedzą, że Laura była w przeszłości związana z Paco (Javier Bardem) – przesympatycznym zarządcą lokalnej winnicy.

Scena zaślubin i przyjęcia weselnego to novum w kinie Farhadiego. Nie chodzi tu nawet o zmianę meczetu na katolicki kościół, a o filmowy styl. O ile w ostatnich produkcjach akcja działa się głównie w ciasnych mieszkaniach, tak w najnowszym dziele Farhadi i operator José Luis Alcaine znakomicie sobie radzą z przestrzenią. Z ekranu dociera zapach rozgrzanych winogron czy chłodek wiejskiego kościoła, w którym słychać (zbyt często w kinie wykorzystywaną) Arię na strunie G Jana Sebastiana Bacha. Krótko mówiąc, sekwencja nie ma nic wspólnego z dotychczasowym „charakterem pisma” twórcy Rozstania. Reżyser jednak szybko o sobie przypomina, a czarne chmury nadciągają dosłownie i w przenośni: podczas ulewnego deszczu Laura zdaje sobie sprawę, że jej córka zniknęła. Wkrótce przychodzi sms o jakże typowej treści: „nie dzwoń na policję, bo ją zabijemy”. W międzyczasie nestor rodu zaczyna czynić wyrzuty (w zasadzie wobec wszystkich) o to, że sprzedał swą ziemię za bezcen oraz że nikt nie docenia jego trudu. Zgromadzonym puszczają nerwy.

Wydawałoby się, że to nie może się nie udać. Wszakże rodzinne utarczki i (wreszcie przesunięte w przestrzeń pozakadrową) kluczowe wydarzenie – w tym wypadku porwanie – to specjalność tego twórcy. Tymczasem bardzo dobrze nakręcona bomba zegarowa po prostu nie wybucha. Pojawia się natomiast mnóstwo mało wnoszących do fabuły postaci drugoplanowych. Próba utrzymania wszystkiego w tajemnicy skutkuje rozkwitem plotek i domysłów. Jednak zamiast wywołania dreszczyku emocji, niebezpiecznie zbliżamy się do opery mydlanej. Laura popada w lekki obłęd i staje się coraz bardziej bierna. Jej mąż, który przyleciał na wieść o tragedii, jedyną nadzieję pokłada w modlitwie. Kiedy muza Pedro Almodovara wzdycha jak Bóg mógł do tego dopuścić?, nie brzmi to dramatycznie, a wręcz groteskowo…

W jednej z początkowych scen Paco zauważa, że tym, co różni moszcz od wina, jest czas. Podobno pomysł na film dojrzewał od kilkunastu lat. Niestety mimo zachowania wszystkich procedur, efekt przynosi rozczarowanie. Być może reżyser, mocno skupiając się na detalach, stracił panowanie nad całością? Ostatecznie największym problemem w odbiorze Wszyscy wiedzą jest właśnie znajomość twórczości Farhadiego. Fuzja gatunkowa – połączenie thrillera z dramatem rodzinnym – mistrzowsko zastosowana w Rozstaniu czy Kliencie, w najnowszym filmie po prostu się nie sprawdziła. Nie pomogły ani piękne pejzaże, ani znakomita rola Bardema. Szkoda.