Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

„Błazna nikt nie ruszy”. Wywiad z Bodo Koxem

Rozmowy /

Nie jestem osobą, która produkuje się politycznie na Facebooku. Nie mówię też o swoich poglądach w wywiadach. Nie opowiadam się specjalnie ani po lewej, ani po prawej stronie. Mam wrażenie, że niekiedy jestem centralnie w centrum, czyli mam po prostu centralnie wszystko w dupie. Ale czasem w każdym z nas zachodzi potrzeba wypowiedzi swojego światopoglądu, co robię za pośrednictwem filmów – mówi Bodo Kox, reżyser filmu Człowiek z magicznym pudełkiem.

Mateusz Demski: Czy Bodo Kox ma swoje magiczne pudełko?

Bodo Kox: Tak, a nawet kilka. Telefon, komputer, może jeszcze jakiś gadżet. Ale tym najważniejszym i najbardziej magicznym wciąż pozostaje moja głowa.

W której nie wiadomo, co się kryje. Człowiek z magicznym pudełkiem to historia bohaterów, którzy za sprawą starego radia z lat 50. przełamują granice czasoprzestrzeni i przenoszą się w czasie. Czy to jest normalne?

To prawda, że często jestem podejrzewany o zaburzenia psychiczne, niektórzy nazywają mnie nawet wariatem. Trochę sobie na takie miano zasłużyłem, ponieważ już w czwartej klasie szkoły podstawowej, kiedy zdałem sobie sprawę, że moim atutem nie są ani siła fizyczna, ani inteligencja, ani tym bardziej wybitna uroda, wypracowałem taką, a nie inną strategię. Kiedy musiałem stawać naprzeciw sytuacji stresowych robiłem z siebie na oczach wszystkich kretyna. Kiedy przychodziło mi mierzyć się z problemami wymagającymi powagi, wybierałem drogę błazna. Wynikało to z faktu, że lider pozostaje zawsze na świeczniku i jest wystawiony na ciosy, a błazna nikt nie ruszy.

33. Warszawski Międzynarodowy Festiwal Filmowy / 33. Warsaw Film Festival 2017 - Poland Copyright: www.RafalNowak.com

Czyli mówiąc wprost, wypracowałeś bardzo sprytne podejście. Zresztą nie ukrywasz, że ta strategia przydała się później w kinie.

Tak, ale to dlatego, że moje życie jest jak gra komputerowa. To nie jest tak, że robię coś fałszywie i nieszczerze, po prostu zawsze dokonuję dokładnej analizy i kalkuluję, czy kolejny krok będzie dla mnie dobry lub nie. Ale akurat w przypadku Człowieka z magicznym pudełkiem oprócz tego wyrachowania czy, jak nazywają to inni, arogancji, było coś jeszcze – sentyment. Wszystko zaczęło się tak naprawdę od przedmiotu, czyli radia, które należało kiedyś do mojego dziadka. Pamiętam, że kiedy na nie trafiłem, pomyślałem sobie: co by było, gdyby tak za pośrednictwem fal radiowych, mógłbym odbyć podróż astralną i przenieść się w czasie? Niestety nie mogłem tego sprawdzić, bo odbiornik od dawna nie działał.

Pytanie, co by się stało, gdybyś jednak zdołał go uruchomić. Jakiś pomysł, gdzie byś się udał?

Mimo, że moje czasy są tu i teraz, i jakoś nigdy nie lubiłem spoglądać w przeszłość, to zadałem sobie to pytanie. Doszedłem do wniosku, że wybrałbym dziewiętnastowieczną Anglię w okresie rewolucji przemysłowej. Przyznaję, że była to dość pochopna decyzja, bo nie zastanowiłem się nad tym, czy skończyłbym tam jako robotnik czy arystokrata. Ale kto wie, może będę miał jeszcze okazję się o tym przekonać. Czytałem, że fale theta pozwalają wychodzić z ciała i podróżować w czasoprzestrzeni. Zresztą postać doktora Stefańskiego w moim ostatnim filmie jest wzorowana na autentycznej postaci, czyli Lechu Emfazym Stefańskim, który pracował nad psychotroniką i metodami doskonalenia ludzkiego umysłu. To już nie jest tylko fiction, a prawdziwe science.

Czyli powinienem teraz zaznaczyć, że siedzi obok mnie szaleniec, który wierzy w teorie spiskowe – smugi chemiczne, przybysze z kosmosu, Reptilianie – i inne horoskopy?

Nie jestem gościem, który za każdym rogiem węszy spisek, ale nie ukrywam, że interesuję się różnymi prognozami na przyszłość. Kiedy na przestrzeni ostatnich czterech lat pracowałem nad scenariuszem, często sięgałem po historie, które pozwalały zgłębić temat i poczuć na własnej skórze dystopijny świat. Ale zarazem świat, który powoli przestaje być daleki od futurologii, a staje się częścią rzeczywistości. Pierwszym przykładem z brzegu niech będą skandynawskie korporacje, które coraz częściej pozwalają sobie na chipowanie pracowników, co jest już formą skrajnej kontroli. W Szwecji lada dzień zostanie wprowadzony system rozliczania bezgotówkowego, czyli tak zwany elektroniczny pieniądz. A przecież do tych innowacji dochodzi jeszcze sytuacja polityczna i narastające niepokoje pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Chinami, które w każdej chwili mogą stać się powodem do przewartościowania dotychczasowego porządku i dać początek wielkiemu konfliktowi zbrojnemu. Wierzę zarazem we wspomniane przez ciebie horoskopy i w to, że radioaktywność czy konstelacja planet, przy których układzie się rodzimy, nie jest wcale bez znaczenia. Wszystko ma ręce i nogi.

Skoro jesteśmy przy narracji science fiction, dlatego postanowiłeś porzucić kino offowe? Kiedy za sprawą Dziewczyny z szafy wskoczyłeś do ekstraklasy, twoje filmowe marzenia co prawda wreszcie się spełniły, ale zarazem pokazałeś środkowy palec kolegom po fachu. Nie jest ci trochę wstyd, że jako król offu wybrałeś stabilność?

Nie wydaje mi się, że kogoś zdradziłem, raczej wykorzystałem szansę. Kino offowe było poligonem doświadczalnym, na którym mogłem szlifować swój talent. Nie ukrywam, że byłem wtedy Panem Bogiem, robiłem co chciałem, ale jednocześnie brakowało mi odpowiedniej siły rażenia. Wszystko sprowadzało się do produkcji bliskich dna – amatorskich, niedoskonałych, których grupę odbiorczą stanowiło pięćdziesięciu podpitych studentów na juwenaliach. Takie filmy jak Marco P. i złodzieje rowerów czy Nie panikuj! co prawda uczyniły mnie popularnym w środowisku twórców niezależnych i fanów tego kina, ale na pewno nigdy nie pozwolą mi przejść do historii światowej kinematografii.

Widzę, że celujesz wysoko.

Oczywiście, i może wynika to z mojej manii wielkości, ale także z tego, że jestem chyba jakimś zakompleksionym gościem. Nie ukrywam jednak, że byłoby super, gdyby moje filmy były znane pod każdą szerokością geograficzną. To oznaczałoby dwie rzeczy: zajebiście dużo dobrych propozycji i bezpieczną przyszłość dzieci w tym niebezpiecznym świecie.

To znaczy, że kolejnym krokiem powinno być Hollywood. Zastanawiałeś się jak wyglądałby twój film, gdyby został zrealizowany w takich warunkach?

Myślę, że mógłby spokojnie przypominać pierwszego Blade Runnera. Gdybym tylko miał więcej kasy, pewnie zamieniłbym tych kilka pustych uliczek na ogromne przestrzenie zaanektowane na potrzeby wielkiego widowiska, a jeden marny helikopter czy samochód opancerzony zastąpiłaby cała armia.

I jak znosisz ten stan? Trudno jest przełamać niedosyt?

Nie czułem niedosytu. Nie męczył mnie ból w klatce piersiowej, kiedy film trafił w takiej, a nie innej formie na ekrany. Zależało mi zatem przede wszystkim na tym, żeby ten film po prostu powstał – tu i teraz. W przypadku ciągłego odkładania projektu w czasie zawsze istnieje ryzyko, że coś może wydarzyć się po drodze. Tym bardziej teraz, kiedy przyszłość Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej stoi pod wielkim znakiem zapytania. Kto wie, może gdybym wciąż zwlekał, film nigdy nie dostałby dofinansowania z państwowej kasy.

Bartosz Mrozowski

I może wcale by nie powstał. Ty nie masz już komfortu niezależnego artysty, który nie musi obawiać się grożenia palcem. A jednak, mimo tego ryzyka, w filmie opowiadasz o jednostkach uciskanych przez system. To akt nieposłuszeństwa obywatelskiego ubrany w metafory, aluzje, symbole.

Nie jestem osobą, która produkuje się politycznie na Facebooku. Nie mówię też o swoich poglądach w wywiadach. Nie opowiadam się specjalnie ani po lewej, ani po prawej stronie. Mam wrażenie, że niekiedy jestem centralnie w centrum, czyli mam po prostu centralnie wszystko w dupie. Ale czasem w każdym z nas zachodzi potrzeba manifestacji swojego światopoglądu, co robię za pośrednictwem filmów. Człowiek z magicznym pudełkiem wynikał właśnie z takiej potrzeby, tym bardziej, że powstawał w dość specyficznym czasie, który uważam za jeden z najbardziej nieszczęśliwych okresów w historii wolnej Polski. Wszystko przez walkę ideologiczną i podział społeczny, po raz kolejny prowadzący do sytuacji, w której musimy dobierać się do swoich braci i sióstr. Nasze społeczeństwo nie wyciąga żadnych wniosków z przeszłości i jest całkowicie pozbawione pamięci, o której ostatnio tyle się mówi. To smutne, ale widocznie dawno nie mieliśmy trupów na ulicach.

I naprawdę myślisz, że do tego dążymy?

Chyba tak, ponieważ coraz częściej przypomina to zabawę zapałkami w sklepie z fajerwerkami. Wystarczy jedna prowokacja kilku wielkich patriotów w koszulkach za dwadzieścia pięć zeta, aby doszło do prawdziwej tragedii. Siłą rzeczy tymi narodowymi przechyleniami sięgamy powoli dna. Tym samym coraz częściej zastanawiam się, czy jeszcze zasługujemy na wolność, skoro nie potrafimy z niej korzystać? Uważam się za osobę, która naprawdę kocha ten kraj, ale kto wie, czy nie byłoby lepiej, gdyby Polska w 2017 roku nazywała się po prostu Europą Środkową. Może powinniśmy być nadal zarządzani przez naszych wschodnich i zachodnich sąsiadów?

W filmie dostrzegasz jednak inne, bardziej optymistyczne wyjście – uczucie dwojga ludzi poza czasem i przestrzenią. Czyżby w Bodo Koxie odezwał się romantyk, który szuka ratunku w miłości?

Nie wiem, czy określiłbym uczucie pomiędzy Gorią a Adamem romantycznym. Ale coś w tym jest, że obraz ich relacji wynika z towarzyszących mi deficytów miłości i potrzeby konkretnych doznań. Dawno nie byłem w stałym i stabilnym związku, więc zapewne wiele z moich miłosnych frustracji wsadziłem w ten film. Postać Gorii skupia w sobie zresztą cechy moich byłych partnerek. Myślę, że jestem im winien tantiemy za niektóre dialogi. Film właśnie wchodzi do kin, wywiady ze mną dopiero się ukazują, więc może jeszcze będę musiał za to zapłacić.

 

Zdjęcia Bodo Koxa – Rafał Nowak

Kadr z filmu Człowiek z magicznym pudełkiem – materiały prasowe