Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Bezbolesne banały (G. Extence „Wszechświat kontra Alex Woods”)

Artykuły /

Jedna z najlepszych powieści, jakie kiedykolwiek przeczytasz!, Extence powinien być na radarze każdego czytelnika, Z pewnością pochłonie was powieść Gavina Extence’a – wschodzącej gwiazdy literatury, Poruszająca i niezwykle współczesna powieść… Żartujecie mnie?

Prawdopodobna popularność Gavina Extence’a nie budzi we mnie szczególnego zdziwienia. Nie takie rzeczy się świetnie sprzedawały, nie takiego Whartona mieliśmy na liście wszelkich TOPów. Książka podobno trafia w gust fanów Adriana Mole’a (nie zaliczam się do tego grona, ale myślę o nim bez wielkiej przykrości) oraz Kurta Vonneguta (oh, really?), a także tych dorastających z nosem w Buszującym w zbożu (lektura niekonieczna powyżej dwudziestego roku życia). Poza mentalną pryszczatością głównego bohatera nie widzę w tej książce podobieństwa ani pewnego uroku, jakie miewały opowieści o Mole’u. Od Vonneguta trzymałabym tę książkę bardzo daleko, bo to, w jaki sposób główny bohater – Alex Woods, a także sam Extence, którego narracyjne inspiracje widoczne są gołym okiem – rozprawia się ze swoim literackim guru, woła o pomstę do nieba u wszystkich, którym dotąd nie udało się rozmiłować w dyskusjach w ramach klubów książkowych. Z daleka powinni się też trzymać ci, którzy (mniej lub bardziej kontrolowaną) pretensjonalność planu zorganizowania kościoła wokół literatury uważają za pomysł równie nieszczęśliwy, co zbudowanie bohatera z wszelkich banałów, NIESAMOWITYCH WYPADKÓW i klisz, jakie można znaleźć w ambitniejszej literaturze dla młodzieży.

Buszującego w zbożu, którego sama przeczytałam o wiele za późno, żeby odkryć w nim prawdę o człowieku, buncie i społecznym fałszu, mogę mimo wszystko zestawić z nowością Wszechświat kontra…, ale właściwie tylko pod jednym względem. Dawno nie czułam, że książka jest tak bardzo nie dla mnie, że powinnam mieć dziesięć lat mniej, żeby miała choć szansę być satysfakcjonująca, że brnę przez nią, a przecież wiem, że nic z tego nie będzie. Potykam się co jakiś czas o retorykę w rodzaju „powiem ci o czymś, drogi czytelniku, ale nie mów o tym mojej mamie”, która niestety raczej żenuje banałem, niż bawi literacką świadomością. Dlaczego więc piszę? Dlatego, że dziwacznym nieporozumieniem wydaje mi się proponowanie książki Extence’a jako hitu mądrościowego i rozrywkowego w jakimkolwiek dziale poza młodzieżowym (sympatycznie zakładam, że tam zagrałaby lepiej). Rozpoznaję mechanizm reklamowy, nie do końca jednak rozumiem, dlaczego został w ten sposób pomyślany.

Będzie więc krótko.

Zasadnicza część powieści opowiada historię niezwykłego (głównie wskutek jednego doświadczenia) nastolatka. Otóż trafił go meteoryt – w głowę, niespodziewanie, boleśnie. Fakt, że przeżył, okazuje się właściwie jednoznaczny z tym, że od tego czasu jego tożsamość definiowana będzie na bazie powyższego wydarzenia, które w dodatku uczyniło go publicznie rozpoznawalnym. Chłopiec zaczyna też chorować na epilepsję, która ściśle determinuje jego plan dnia (opisy problemów związanych z chorobą są najmocniejszymi częściami książki), sposób przebywania w przestrzeni domowej i publicznej, nawiązywanie (a właściwie: powściągliwość w nawiązywaniu) międzyludzkich kontaktów. Tak, tak, oczywiście mamy do czynienia z nastolatkiem niezwykłym – meteoryt nie trafia przecież byle kogo. Wybrany z całego wszechświata Alex zamierza odwdzięczyć się za te udręki i, zgodnie z tytułem, staje oko w oko z małymi złami [sic!] tego świata. W praktyce oznacza to bycie tym irytującym typem nastolatka, który nie tylko wszystko wie lepiej (oh, well…), ale, gdyby bardziej mu się poszczęściło w zakresie budowania poparcia społecznego (zapędy polityczno-wodzowskie ma dość jednoznaczne), jednym z najczęściej używanych przez niego pojęć byłaby „moralność”. Synowie bardziej tradycyjni od ojców – poziomu Mrożka jednak ta konstrukcja nie osiąga. Nierównomierny, by tak powiedzieć, rozwój Alexa – spore rozeznanie w astronomii i naukach ścisłych, praktycznie żadne w innych sprawach – jest bez wątpienia rozgrywany przez autora świadomie (chłopak regularnie słyszy o tym od innych postaci). Nie zmienia to niestety faktu, że niewiele z tej autorskiej świadomości wynika – obserwując głównego bohatera, co jakiś czas ma się ochotę nie tylko rzucić tę książkę w kąt, ale także jak najprędzej znaleźć jakąś postać literacką, która nie będzie zbudowana tylko z tych cech, których zarówno u klasowych „kolegów”, jak i pewnie u siebie samych, wolelibyśmy nie reanimować. Nawet (a może zwłaszcza) na potrzeby literatury.

Alex ma oczywiście matkę, schematycznie zbudowaną z (przedstawionej tu co najmniej kuriozalnie) fascynacji ezoteryką, dezorientacji we współczesności i okazjonalnej nadopiekuńczości. Chłopiec nie ma ojca, o którym wiemy tylko tyle, że go nie ma, ale ma za to kota (koty w internecie, śpijcie spokojnie – nie ma zagrożenia), który odgrywa istotną rolę w poznawaniu świata przez tytułowego bohatera. Najważniejszą relacją dla Alexa okazuje się jednak przyjaźń ze starszym mężczyzną, który obdarza go ambiwalentnymi – ojcowskimi i jednocześnie pełnymi zniecierpliwienia – uczuciami. Z nim właśnie chłopiec przedsięweźmie stworzenie Świeckiego Kościoła Kurta Vonneguta. Nie to jednak jest najważniejszą historią w tej przyjaźni. Ostatecznie bowiem Alex okazuje się jedną z najważniejszych postaci w życiu pana Petersona, który nie tylko przeżył wojnę (a teraz uprawia marihuanę), ale przede wszystkim decyduje się wziąć sprawy w swoje ręce, kiedy okazuje się, że czasu nie zostało mu już zbyt wiele.

Z pewnością książka Extence’a posiada, obok niedoskonałości i nud, o których częściowo wspominałam, pewnego rodzaju podstawowe zalety. Nie sposób zarzucić jej braku wrażliwości czy empatii w kreowaniu relacji między bohaterami. Ich realizacja bywa nieco kliszowa, często ciążąca ku banałowi, jednak nie wątpię, że czytelnik zorientowany na literaturę poszukującą międzyludzkich wzruszeń znajdzie tu niezłą pożywkę. Kwestią innego rzędu jest język i świat tej powieści – to jedyne aspekty, które zadecydowały o tym, że Wszechświat kontra Alex Woods przeczytałam do końca. Trudno bowiem nie dostrzec charakterystycznego brytyjskiego sznytu tej literatury. Jest trochę dłużyzn, trochę (przesadnie wysilonego, ale jednak) ironicznego spojrzenia na bohaterów i własną narrację, a także dobrze rozpoznawalnej małomiasteczkowości – tutaj domagającej się wręcz wypełnienia czymś i kimś więcej niż tylko postaciami i sytuacjami, o których czytelnik zapomni całkiem prędko. Największym problemem tej książki wydaje mi się nie to, że banały wypełniają ją po brzegi, ale to, że robią to w najbardziej bezbolesny sposób. Gdyby Extence zdecydował się na większe szaleństwo w tym zakresie i poprowadził kliszę jeszcze dalej, mielibyśmy ciekawą próbę zbudowania świata dziwnego nastolatka nie z tego, co wszyscy znamy, ale z tego, do czego już się nie chcemy przyznawać. A tak zatrzymujemy się w pół drogi i pozostaje nam opłakiwać inspirację Kurtem Vonnegutem, który zasłużył na lepszy fanklub niż ten, na którego czele stoi Gavin Extence.

 

 

Gavin Extence

Wszechświat kontra Alex Woods

Tłum. Łukasz Małecki

Wydawnictwo Literackie, 2014

Liczba stron: 420

Olga Szmidt

(ur. 1989) – literaturoznawczyni, krytyczka literacka i telewizyjna, redaktor naczelna portalu Popmoderna. Pracuje w Katedrze Krytyki Współczesnej na Wydziale Polonistyki UJ. Autorka monografii naukowych „Korespondent Witkacy” (Universitas, 2014) oraz „Autentyczność: stan krytyczny. Problem autentyczności w kulturze XXI wieku” (Universitas, 2019), biografii „Kownacka. Ta od Plastusia” (Czarne, 2016) oraz tomu „Odkrywanie Ameryki. Wybór tekstów krytycznych z lat 2010-2017” (WUJ, 2018). Wydała także autorski notes „Finlandia. Książka do pisania” (Austeria, 2017).