Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

„Bazinga!”, czyli zemsta filmowych frajerów

Artykuły /

Ja już chcę nowego Sheldona! – zakrzyknęła niecierpliwie koleżanka na Facebooku, a jej wpis niemal natychmiast został szczodrze obsypany lajkami przez podobnie wyczekujących. „Nowego Sheldona”, a więc nową, szóstą już serię serialu Big Bang Theory, której centralnym bohaterem jest właśnie Sheldon Cooper – genialny fizyk teoretyczny, miłośnik gier komputerowych i Star Treka, domagający się od chaotycznego świata podporządkowania się prawom logiki. Jest hipochondryczny i pozbawiony empatii, po dziecięcemu uparty i egocentryczny, niesamowicie irytujący i po tysiąckroć bardziej uwielbiany przez widzów. W serialu towarzyszą mu podobnie nerdowe postaci – sympatyczny i nieśmiały współlokator Leonard Hofstadter, fizyk Rajesh Koothrappali, odczuwający paniczny lęk przed zabraniem głosu w towarzystwie kobiet, oraz inżynier Howard Wolowitz, samozwańczy playboy, tyranizowany przez despotyczną matkę. Internet pełen jest stron, na których można dowiedzieć się, gdzie kupić koszulki à la Sheldon czy sprzączki do paska w stylu Howarda. Mnożą się memy poświęcone bohaterom serialu, a okrzyk „Bazinga!”, którym Sheldon puentuje swoje udane podstępy, żarty i knowania, został przez Warner Bros zastrzeżony jako znak handlowy. Bohaterowie BBT zdobyli szturmem popkulturę, wyrastając na jednych z najpopularniejszych współczesnych bohaterów serialowych i osiągając sukces, jaki nie był udziałem żadnego ekranowego kujona przed nimi.

Nie znaczy to oczywiście, że nerdy w ogóle nie pojawiały się wcześniej w produkcjach serialowych czy telewizyjnych. Przeciwnie – rejestr filmów i seriali, w których przyszło im odgrywać mniej lub bardziej znaczącą rolę, jest dość bogaty (by wymienić choćby Szesnaście świeczek, Klub winowajców, Zemstę frajerów, Luzaków i kujonów czy Techników-magików). Pomimo tego bogactwa, ekranowy obraz nerda jest zazwyczaj dość typowy, a przy tym nieszczególnie napawający optymizmem.

Kamera najchętniej towarzyszy nerdom w szkole lub na studiach, które to stanowią bodaj najokrutniejsze z kręgów piekła dla kujonów. Filmy uczą bowiem, że życie klasowego lub uczelnianego mózgowca usłane jest cierpieniami – wykluczony, egzystujący gdzieś na pograniczu szkolnej społeczności, łatwo pada ofiarą brutalnych dowcipów lub przemocy ze strony silniejszych i bardziej popularnych rówieśników. Jego nietypowe zainteresowania (komiksy, komputery, fantastyka) i pasja do nauk ścisłych są wyśmiewane przez szkolną brać oraz rozumiane wyłącznie przez jemu podobnych wyrzutków. W dodatku nieśmiałość i brak społecznego obycia skazują nerda na całkowite fiasko w dziedzinie romansowej.

Nic dziwnego więc, że większość filmowych nerdów podejmuje rozpaczliwe próby zmiany swojego statusu w szkolnej społeczności. Olśniewający świat pięknych cheerleaderek i krzepkich mięśniaków ze szkolnej drużyny futbolowej zdaje się jednak szczelnie zamknięty przed nieśmiałymi okularnikami. Bywa, owszem, że dzięki uporowi i determinacji uda się go sforsować – triumf taki spotkał bohaterów Szesnastu świeczek czy Lucasa – najczęściej jednak filmowe nerdy szybko się uczą, że szkolne gwiazdy będą poświęcały im uwagę tylko pod przymusem lub w nagłej potrzebie znalezienia kogoś, kto odrobi za nich zadanie domowe (Klub winowajców).

Zazwyczaj złakniony akceptacji i popularności nerd zmuszony jest wyrzec się swojej tożsamości, porzucić odrębność i upodobnić do reszty szkolnego stadka. Można to osiągnąć poprzez przejście szkolenia z fajności pod okiem kogoś lepiej obeznanego w trudnej sztuce bycia cool, jak uczynili bohaterowie Dziewczyny z komputera, Nie kupisz miłości czy Szkolnych świrusów. Można też, jak Steve Urkel z serialu Family Matters, oddać się pod opiekę chemii i stworzyć eliksir zmieniający nieśmiałego nerda w pewnego siebie, ociekającego seksapilem uwodziciela.

Jednak jeszcze przed BBT w ekranowym obrazie młodocianego kujona coś drgnęło – pojawiły się dwa filmy, które nie stanowiły kolejnego posępnego rejestru niepowodzeń i udręczeń doznawanych przez mózgowców. Przeciwnie – Prawdziwy geniusz Marthy Coolidge i Zemsta frajerów Jeffa Kanew stanowiły nowatorski pean na cześć nerdowskich supermocy: wiedzy, intelektu i solidarności kujonów. W filmach tych zahukani niegdyś okularnicy odkryli, że posiadają wyjątkowe umiejętności, które mogą im pomóc w triumfalnej i zasłużonej zemście na dotychczasowych prześladowcach, zdobyciu popularności wśród rówieśników i (co nie mniej ważne) urządzaniu najbardziej odjechanych imprez.

Oto nadeszły bowiem czasy, w których siła mięśni krzepkiego kapitana drużyny futbolowej nie stanowi żadnej pomocy w osiągnięciu życiowego sukcesu, a dobrobyt wystukiwany jest na klawiaturach przez okularników w niemodnych sweterkach. Popkultura, jak zawsze czujna, szybko zrozumiała, że historia nerda może być historią triumfatora.

Owszem, wciąż nie brak filmowych kujonów, których perspektywy wydają się co najmniej marne – utknęli w korporacyjnym piekle, gdzie wykonują pozbawione znaczenia i nisko płatne prace (Życie biurowe, Chuck, Technicy-magicy), nie brak też takich, którzy celowo uciekają od podjęcia poważnych, „dorosłych” zajęć i osiągnięcia sukcesu (Fanboys). Jednocześnie jednak kino i telewizja chętnie reprodukują nowy mit wywiedziony z biografii rzeczywistych bohaterów krzemowej rewolucji: mit okularnika, którego komputerowe pasje zawiodły wprost z garażu rodziców lub ciasnego pokoju w akademiku do krainy oszałamiającego bogactwa i medialnej sławy (Piraci krzemowej doliny, Dweebs, Social Network). Zdobyczy o tyle paradoksalnych, że zazwyczaj przez nerda wcale nie upragnionych i trafiających mu się niejako mimochodem, przy okazji podążania za swoimi pasjami.

Jednocześnie współczesność, chętnie celebrująca młodość, życzliwszym okiem spogląda na pasje i zabawki nerdów, nie wymagając już od nich, aby natychmiast dorośli i zajęli się „poważniejszymi sprawami”. Pojawia się geek-chic, moda na okulary-kujonki w grubych oprawkach, koszulki i akcesoria nawiązujące do starych gier komputerowych czy  kultury internetowej oraz kraciaste koszule. Nagle fascynacja technologią, naukami ścisłymi, komputerami, komiksami i fantastyką przestała być wstydliwym dziwactwem i stała się powodem do dumy.

BBT pojawiło się jako odbicie i historyczna dokumentacja tego zjawiska. Choć bohaterowie borykają się z nieśmiałością i w kontaktach z płcią przeciwną poruszają się cokolwiek niepewnie, choć wciąż, podobnie jak w czasach szkolnych, padają ofiarami brutalnych osiłków, to jednak nie ma wątpliwości, że ostatecznie zwycięstwo należy do nich. Ucieleśnieniem serialowego triumfu nerdów jest Leonard – po wielu staraniach deklasuje on krzepkich acz głupawych konkurentów, zdobywając serce swojej atrakcyjnej sąsiadki Penny. Po latach konfrontuje się też ze swoim prześladowcą z czasów szkolnych, i mimo że wychodzi (czy też może raczej: wybiega w panice) z tej konfrontacji pokonany fizycznie, to jednak przekonuje się przy okazji, że jego życie potoczyło się znacznie lepiej niż żywot szkolnego brutala.

Serial BBT sławi zwycięstwo kujonów, gdyż prezentuje nerdowy punkt widzenia i do tej grupy właśnie jest kierowany. Owszem, dobrze będzie bawić się również ten widz, który na bohaterów spojrzy oczami Penny, rozsądnej i towarzyskiej dziewczyny z Nebraski, dla której Star Wars i Star Trek nie różnią się kompletnie niczym i która z pewną pobłażliwością przygląda się pasjom i obsesjom swoich przyjaciół. Jednak ten punkt widzenia, jakkolwiek całkowicie w ramach serialu uprawniony, nie pozwala na pełne cieszenie się sitcomem, którego urok w dużej mierze kryje się w rozlicznych i smakowitych aluzjach do fantastyki, gier komputerowych, komiksów czy wiedzy o naukach ścisłych. Innymi słowy, każdy widz może śmiać się z kostiumu założonego przez Sheldona na Halloween, ale znacznie lepiej będzie bawił się ten, kto wie, że bohater nie przebrał się za zebrę, a za… efekt Dopplera. BBT jest serialem o nerdach dla nerdów, jest produkcją, w której mogą przyglądać się swoim pasjom i dziwactwom z przyjemną mieszanką autoironii, samorozpoznania i samoakceptacji.

To wyjątkowa optyka – we wcześniejszych produkcjach nerd nie mógł sobie rościć praw do kierowania spojrzeniem kamery. Był zazwyczaj figurą balansującą na pograniczu świata przedstawionego i jakkolwiek widz mógł go nawet polubić, to jednak nie miał możliwości się z nim utożsamić. W BBT jest dokładnie odwrotnie – to nerdowa rzeczywistość jest rzeczywistością królującą, a nie-nerdy są obcymi, zachowującymi się w sposób demaskowany nieustannie przez Sheldona jako niespójny i nielogiczny, oparty na gąszczu arbitralnych i nieuporządkowanych protokołów społecznych, których zrozumieć nie sposób.

A skoro zmienił się sposób patrzenia, to i etykietowanie fajności uległo odwróceniu – nie oczekujemy, że bohaterowie BBT przepoczwarzą się w kogoś innego. Przeciwnie – mamy głęboką nadzieję, że nie zajdzie żadna poprawa w aspołecznej osobowości Sheldona, że jego przyjaciele nie staną się pewnymi siebie królami melanży, że wciąż będą się spotykać na nocnych sesjach gry w Halo i regularnie odwiedzać sklep z komiksami. Więcej nawet – z radością witamy te chwile, kiedy Penny, przybyszce ze świata pięknych i popularnych, wypsnie się uwaga wymagająca znajomości Gwiezdnych wojen czy komentarz z zakresu nauk ścisłych.

Bohater Nie kupisz miłości zapłacił szkolnej gwieździe tysiąc dolarów, by pomogła mu na tydzień uwolnić się od jego nerdowej tożsamości, widzowie BBT wydają pieniądze na gadżety i koszulki, które pozwolą im upodobnić się do bohaterów serialu i wślizgnąć się do światka kujonów. I na tym polega prawdziwa „zemsta frajerów”. Bazinga! skwitowałby to pewnie Sheldon Cooper.

Natalia Szafran-Kozakowska

(ur. 1983) – absolwentka filologii polskiej UAM. Redaktorka i administratorka polskiej Wikipedii, członkini Stowarzyszenia Wikimedia Polska. Tropicielka i samozwańcza badaczka motywów miejskich w filmie. Karmi się kinem Wima Wendersa, amerykańskimi serialami, powieściami Nabokova i kuchnią hiszpańską.