Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

9,99 i czekanie na Godota. Wywiad z Etgarem Keretem

Rozmowy /

Rozmowa odbyła się w Krakowie podczas tegorocznego Festiwalu Conrada (20–26 X 2014)

 

Jest z nami wolontariuszka, Alicja, która zdradza Etgarowi Keretowi, że jest moją studentką i uczęszcza na zajęcia z współczesnego życia literackiego. Keret zdecydowanie rozpoczyna wywiad.

Etgar Keret: Super, czyli uczy pani, jak literacko żyć? Chętnie się zapiszę na takie zajęcia.

Sabina Misiarz-Filipek: Myślę, że już żyje pan całkiem literacko. Podobno któregoś dnia pana syn oświadczył, iż jego zdaniem check pointy (punkty kontrolne) wcale nie są problemem w konflikcie pomiędzy Izraelem i Palestyną, a pan znalazł nietypowy sposób, aby zobrazować jego pomyłkę.

EK: Za każdym razem, kiedy Lew szedł do toalety, pytałem go: W jakim celu się pan wybiera?, Jest pan sam czy z kimś?

SMF: Stworzył pan sobie taki Dom na granicy.

EK: Mimo wszystko wyraźnie oddzielam fikcję od rzeczywistości. Myślę, że literatura jest takim bezpiecznym filtrem. Wymyślanie i pisanie opowieści jest trudne, ale wypełnienie formularza, zrobienie sobie kawy bez rozlewania połowy na spodnie albo przeniesienie tacki tak, żeby się nie trzęsła, jest dużo trudniejsze. Bo to, co najbardziej kocham w pisaniu, to fakt, że jak coś pójdzie nie tak, nie ma żadnych konsekwencji. Może ci się nie udać, możesz napisać kiepską historię i nie ma sprawy. Ale w każdej innej dziedzinie życia, jeśli coś zrobisz nie tak, to albo zranisz czyjeś uczucia, albo złamiesz sobie nogę. W każdym razie wydarzy się coś złego. Myślę więc, że życie potrafi być bardzo, bardzo stresujące, podczas gdy w pisaniu jest coś lekkiego. Wchodzisz w taki czy inny świat, możesz unicestwić całą planetę i wciąż nic się nie stanie.

SMF: Powiedział pan, że lubi zwierzęta, no ale ze zwierzętami jest pewien problem – nie potrafią się posługiwać humorem. Kiedy czytam pana historie, dochodzę do wniosku, że pana żona też nigdy nie żartuje. Nie wiem właściwie, co o tym myśleć.

EK: No więc, po pierwsze, z jednej strony zwierzęta rzeczywiście nie mają poczucia humoru, ale też go nie potrzebują. Nie jest mi ich żal z tego powodu. Humor pomaga nam radzić sobie z problemami, których nie mają zwierzęta. A po drugie, muszę powiedzieć, że w rzeczywistości moja żona jest bardzo, bardzo zabawna. W komediach zawsze jest taka rola „bezpośredniego gościa”, taki duet – dziwak i zupełnie bezpośredni gość. Na tej zasadzie opiera się komedia. Więc w moich historiach ona właśnie gra rolę bezpośredniego gościa.

SMF: Wpisuje pan do książek swoich czytelników nietypowe dedykacje, bo, jak pan mówi, te zwykłe brzmią jakoś nienaturalnie. Zwykłe dedykacje opierają się na utartych zwrotach językowych – czy to znaczy, że czuje się pan nieswojo w języku?

Często kiedy piszę dedykacje, jednak używam utartych sformułowań. Jak z chińskiego ciasteczka szczęścia. Natomiast kiedy robię jakieś ilustracje lub doodle, nawet jeśli sto razy narysuję człowieczka pod prysznicem, pośród tych rysunków nie będzie dwóch identycznych. I to, na czym naprawdę mi tutaj zależy, to autentyczna ekspresja. Ale jak można być autentycznym, jeśli jest kolejka, w której stoi i czeka pięćdziesiąt osób. W moich książkach ważna jest bezpośredniość. Spotykając się z czytelnikami, chcę tej bezpośredniości, ale żeby ją osiągnąć, muszę przejść przez rytuał. Z drugiej strony bezpośredniość często może być destrukcyjna. Wiele osób wolałoby pewnie, żeby im po prostu napisać coś miłego i dać spokój. Wczoraj na przykład pewna dziewczyna chciała ode mnie dedykację dla przyjaciela, więc zapytałem ją, czy wie, jak się pisze jego imię, czy potrafi je przeliterować? Powiedziała, że nie potrafi, więc otworzyłem książkę i napisałem: To jest prezent ode mnie i od twojej przyjaciółki, która nie wie, jak się pisze twoje imię. I zobaczyłem, że się prawie rozpłakała. Nie wiedziałem, co mam zrobić, bo już poszła. Chciałem być miły, zrobiłem jednak coś zupełnie przeciwnego. Pomyślałem, że mogę ją odnaleźć i kupić jej jeszcze jeden egzemplarz, ale było już na to za późno, bo w kolejce czekało wiele osób. Po prostu nie potrafię przejść przez ten rytuał. Mam coś takiego, że rzeczywiście czuję się szczerze emocjonalnie związany z tymi ludźmi. Prawie z każdą osobą w kolejce, prawie z każdym, kogo spotkam. Podczas każdego podpisywania książek chcę poślubić z pięć dziewczyn, mieć z nimi dzieci i żyć w małym domku w lesie. I jest pięciu innych gości, z którymi chciałbym założyć fabrykę, bo się okazuje, że są moimi dawno zaginionymi polskimi braćmi. I to naprawdę tak jest. Ale też muszę się pogodzić z faktem, że to jest we mnie, to nie jest rzeczywiste.

Pana ulubiona cena to 9,99. Wydaje mi się, że określa ona jakoś pana pisanie. Jeszcze grosz i będzie za drogo, za dużo, przesadzi pan z humorem albo wulgarnością. A pytanie jest takie – czy rzeczywiście pan kiedyś przesadził?

Hmmm, myślę, że w pewnym sensie ma pani rację. Ale dla mnie, jeśli coś jest 9,99, to jakby powiedzieć, „o, już prawie”. Jeszcze grosik i to mamy. Czyli już jestem bardzo blisko, żeby wyrazić to, co chcę wyrazić. Jeszcze odrobina i ta historia będzie zupełnie szczera. Już jestem prawie dobrym ojcem dla mojego syna. To jest to uczucie, kiedy idziesz i już widzisz horyzont, ale jest on nieosiągalny. Porównując opowiadania do powieści, jak dla mnie powieść jest przestrzenią. To może być planeta, pałac, cokolwiek. Widzę więc powieść jako miejsce. A krótkie formy to ruch. To poruszenie. Są bardzo fizykalne. Jeśli wrzucisz coś do wody i widzisz jej ruch albo czujesz wiatr, albo spacerujesz z miejsca na miejsce – to są krótkie formy. Żeby więc pojawił się ruch, nie możesz być w stanie równowagi. A wszędzie tam, gdzie jest 10,00, tam nie ma żadnego ruchu. A jak jest 9,99, zaczynasz szukać drobnych po kieszeniach.

A co by się stało, gdyby pan doszedł do pełni?

Myślę, że z definicji jest to niemożliwe. Nie da się osiągnąć pełni. Powiedzmy, w latach 70 baki były bardzo modne. W latach 80 ludzie lubili mrożone jogurty, a w 60 – Beatlesów. To kwestia mody, która przychodzi i mija. Jedyne, co nie wychodzi z mody, to życie. Właśnie dlatego, że nigdy w nim nie możesz osiągnąć tej pełni. Wciąż są pytania, na które nie ma pełnej odpowiedzi.

SMF: A jak się udała kolacja z czytelnikami?

EK: Bardzo literacko.

SMF: O! powie pan coś więcej?

EK: Trochę jak czekanie na Godota. Ale się nie zjawił.